Magdalena Rigamonti, Marcin Zawada: Pamięta pan 8 czerwca 2003 r., czyli drugi dzień referendum dotyczącego naszego wejścia do UE?
Aleksander Kwaśniewski: Tak.
To był najbardziej stresujący dzień w pana karierze politycznej?
Jeden z bardzo stresujących. Głównie dlatego, że walczyliśmy o frekwencję, bo co do wyniku nie miałem wątpliwości, że większość Polaków opowie się za Unią Europejską. Referendum było dwudniowe i po tym pierwszym dniu frekwencja była tak słaba, że aż przerażenie ogarniało.
Po pierwszym dniu wyniosła ona niecałe 18 proc.
Gdyby to miało być 18 proc. w sobotę i 20 proc. w niedzielę, to do tych 50 proc. byłoby daleko. Ja oczywiście zagłosowałem w sobotę, żeby dać dobry przykład i żeby inni poszli za mną, ale było trudno. A w niedzielę byłem pod Warszawą w ośrodku prezydenckim i wracając już na ogłoszenie wyników referendum widzę straszliwy korek, ludzie wracali z tych wszystkich daczy dookoła stolicy.
Wtedy naszła mnie taka straszna myśl, aż dreszcze poczułem, że oto ta syta i europejska Warszawa, która właśnie stoi w korkach, nie zdąży zagłosować. I oni mogą rozstrzygnąć o tym, że tych 50 proc. nie ma. Ale na szczęście okazało się, że frekwencja była blisko 60 proc. a za wejście do Unii Europejskiej było prawie 80 proc.
Piotr Rybarczyk / PAP
Jolanta i Aleksander Kwaśniewscy głosują w referendum akcesyjnym (7.06.2003 r.)
Dlaczego byliśmy tacy sceptyczni co do tego referendum?
Ja to sobie tłumaczę trochę w ten sposób, że w Polakach jest pewna przekora i uważamy, że są trzy postawy związane z każdymi wyborami, to jest być za, być przeciw albo w ogóle mieć to w nosie. Powiedzmy, że to też poczucie wolności. To na szczęście się zmienia, bo ta frekwencja w ostatnich latach rośnie. W wyborach parlamentarnych była przecież najwyższa i wyniosła prawie 75 proc.
Ale w wyborach samorządowych zostaliśmy już sprowadzeni na ziemię i frekwencja była dużo niższa.
Być może to też jest efekt polaryzacji. Choć z drugiej strony, ona też miała miejsce w referendum europejskim. Jednak ci przeciwnicy nie byli słabi. Trudno mi to wytłumaczyć, to jakiś polski fenomen. Ja to łączę z tym, że u Polaków jest przekonanie, że niegłosowanie też jest moim prawem, czyli zachowaniem jakieś postawy.
Całość wywiadu w wersji wideo dostępna jest poniżej.
Dalszy ciąg materiału pod wideo