Saudyjska ginekologia dopuszczała do zawodu mężczyzn ...

16 godziny temu

Według nowego prawa Saudyjki mogą już same chodzić do lekarza, ale zgodnie ze starym – wciąż obowiązującym – mąż może im zakazać wyjścia z domu. Prawo nie zabrania już ratowania życia kobiecie przez mężczyznę, jeśli wymaga to dotknięcia jej piersi, ale nadal bywa to uznawane za kontakt seksualny. Lekarz mężczyzna nie może przeprowadzić badania ginekologicznego, bo zdaniem islamskich duchownych i konserwatywnych wiernych jest to "haram" – zakazane. Jedną z ginekolożek, o której opowiada książka obyczajowa "Tajemnice arabskich szpitali" (Prószyński i S-ka, 2025 r.) jest Polka, Sara. Inną bohaterką jest Saudyjka, Nur studiująca medycynę w Poznaniu. Przeczytaj fragment jej historii.

Arabia Saudyjska - Figure 1
Zdjęcia Onet
Partner Prószyński i S-ka

"Tajemnica arabskich szpitali. Tom 1", Marcin Margielewski, Prószyński i S-ka, 2025 r.

Przedpremierowy fragment książki "Tajemnice arabskich szpitali"

Nur

Al Qatif, Arabia Saudyjska, 1999 rok

Czwarta ciąża była dla Aminy Ghamdi sporym zaskoczeniem. Jej rodzone rok po roku dzieci – córka i dwaj synowie – zdążyły już rozpocząć naukę w szkole podstawowej. Była przekonana, że pozostanie matką trójki, gdy nagle się okazało, że Bóg, w którego gorąco wierzyła, ma inny plan. Nie wyobrażała sobie, by mogła z nim dyskutować.

Była w ósmym miesiącu, gdy pewnego ranka obudziły ją niepokojące skurcze. W pierwszej chwili pomyślała, że rozpoczęła się przedwczesna akcja porodowa. Jej męża nie było w domu – wiedząc, że do porodu zostało jeszcze kilka tygodni, bez większego stresu wyjechał służbowo za granicę. Amina musiała polegać na sobie i dzieciach. Nur, najstarsza z jej córek, wyrwana ze snu, natychmiast wezwała pogotowie i starała się asystować matce, która wiła się z bólu.

Ratownicy pojawili się niespełna pół godziny później i od progu zażądali rozmowy z mężczyzną, który jest opiekunem prawnym pacjentki. Usłyszawszy, że nie ma go w domu, zamiast natychmiast podjąć akcję ratunkową, zaczęli się naradzać.

Zdezorientowana Nur zapamiętała ich rozmowę na całe życie.

– Nie mamy zgody – mówił jeden.

– Możemy ją zabrać i niech się w szpitalu martwią – odparł drugi.

– A jak mąż będzie miał pretensje? Nawet nie wiemy, czy ona ma męża.

– Mam męża. Wyjechał. Ratujcie nasze dziecko. – Amina próbowała wtrącać się w dyskusję, ale sanitariusze, choć ją słyszeli, ignorowali jej słowa.

– Nie możemy jej tak zostawić, bo będzie jeszcze gorzej.

– Przecież wiadomo, że w takich sytuacjach potrzebna jest zgoda opiekuna. A ludzie jak te barany ciągle o tym zapominają.

– Zabieramy ją. Jest w ciąży, nie ma czasu – zapadła w końcu decyzja.

Ratownicy narzucili na wijącą się z bólu Aminę białą płachtę, przenieśli ją na nosze, po czym, nie zważając na pozostające bez nadzoru dzieci, zanieśli kobietę do karetki i odjechali.

Nur i jej rodzeństwo byli sami w domu przez kolejne dwa dni. Bez opieki, bez wieści o losie swojej ciężarnej mamy. Dopiero gdy wrócił ojciec, pojawiła się szansa, że czegoś się dowiedzą. Basr był przerażony i wściekły jednocześnie. Dobrze znał saudyjskie prawo, wiedział, że jako prawny opiekun swojej żony musi wyrazić zgodę na jej leczenie, ale w mediach lekarze i duchowni zapewniali, że nie dotyczy to sytuacji zagrożenia życia. Zapewnienia te nie miały jednak wiele wspólnego z rzeczywistością. Prawo tworzyło szarą strefę, która mogła podlegać różnym interpretacjom, a w sytuacji, gdy każda chwila jest na wagę życia, nie ma czasu na prawno-religijne dywagacje.

W 2019 roku zaczęto znosić pierwsze zakazy, które przez dekady doprowadzały do śmierci tysięcy kobiet, choć do dziś dostęp do opieki medycznej dla wielu z nich jest uzależniony od podejścia medyków. Jeśli mają pecha i trafią pod opiekę konserwatystów, mogą znaleźć się w tarapatach. W Arabii Saudyjskiej wielu lekarzy i ratowników medycznych wciąż przedkłada własne przekonania religijne ponad nowe prawo i przysięgę, którą składają, rozpoczynając pracę w zawodzie. Choć na Bliskim Wschodzie medycy nie składają przysięgi Hipokratesa, również zobowiązują się chronić zdrowie i życie pacjentów za wszelką cenę. Chyba że jest to cena ich wiary.

Nowe prawo zniosło wiele nakazów i zakazów. W przeszłości ciężarna kobieta musiała na przykład uzyskać pisemną zgodę od opiekuna płci męskiej, zazwyczaj bliskiego krewnego lub małżonka, zanim poznała jakiekolwiek szczegóły dotyczące swojej ciąży – w tym datę porodu i informacje o stanie swojego zdrowia. Nowe przepisy zobowiązały ratowników medycznych do ratowania życia kobiety bez względu na to, czy jej mahram wyraził na to zgodę, ale i z tym bywa różnie. Z nieoficjalnych doniesień, głównie niezależnych blogerów, wynika, że przypadki odmawiania pomocy medycznej kobietom bez zgody ich opiekuna wciąż się w Arabii Saudyjskiej zdarzają.

Basr pojechał do najbliższego szpitala, ale okazało się, że to nie tam przewieziono jego żonę. Odnalazł ją dopiero w trzeciej placówce. Niestety okazało się, że Amina i ich nienarodzone dziecko nie przeżyli. Szpital nie ukrywał przed zrozpaczonym mężem powodów – na dyżurze był tylko jeden ginekolog, mężczyzna, i nie był on w stanie pomóc jego żonie. Nie dlatego, że nie było dla niej ratunku, ale ponieważ mężczyzna nie może mieć kontaktu z częściami intymnymi obcej kobiety.

Jakkolwiek niedorzecznie to brzmi, saudyjska ginekologia przez dekady nie widziała nic dziwnego w dopuszczaniu do zawodu mężczyzn, zakazując im jednocześnie kontaktu z ciałem pacjentek, które mieli badać. Jednocześnie do zawodu nie były dopuszczane kobiety, co sprawiało, że pacjentki w wielu przypadkach były pozbawione dostępu do opieki medycznej. Te zamożne korzystały z prywatnych usług zagranicznych klinik, ale miliony pozostałych w przypadku komplikacji ciąży czy chorób dróg rodnych były skazane na cierpienie, powikłania, a nierzadko na śmierć.

Basr nie był mężczyzną, który potrafił postępować z dziećmi. Miał z nimi kontakt, ale trudno było powiedzieć, że je wychowuje. To był obowiązek Aminy. Nie odbiegali w tej kwestii od większości saudyjskich rodzin, z tą różnicą, że Amina nie oddawała opieki nad dziećmi żadnej niani.

Ten dzień zmienił też na zawsze życie Nur i wpłynął na nie w sposób, którego jako dziewczynka zupełnie nie mogła się spodziewać.

Mama nie wychowywała mnie na kobietę, która miała robić karierę zawodową. Myślę, że nie byłaby zadowolona z tego, że zamiast zostać żoną i matką, poszłam na studia i planowałam zrobić karierę w zdominowanej przez mężczyzn medycynie. Wielu chciało mi to utrudnić, sprowadzić na właściwą, ich zdaniem, drogę. I wiem, że gdyby mama żyła, byłaby jedną z nich. Nie dlatego, że mnie nie kochała. Wręcz przeciwnie – właśnie dlatego, że chciała, bym była szczęśliwa. Ona po prostu inaczej pojmowała szczęście. Uważała, jak wiele Saudyjek, że kobieta nie jest w stanie odnaleźć szczęścia poza rodziną. To nie zmienia się nawet w dzisiejszej Arabii Saudyjskiej. Reformy niby przyznają kobietom więcej praw, ale przeobrażenia społeczne nie zachodzą za pomocą królewskich dekretów. Wymagają pokoleń.

Paradoksalnie właśnie to, co spotkało moją mamę, spowodowało, że postanowiłam zostać lekarką i specjalizować się w ginekologii. Oczywiście nie podjęłam tej decyzji od razu. Dojrzałam do niej, gdy zrozumiałam, że moją mamę zabiła źle pojmowana moralność, a jedynym sposobem na to, by jej przeciwdziałać, jest działanie. Arabia Saudyjska potrzebuje kobiet w wielu ważnych zawodach, szczególnie jednak potrzebuje ginekolożek.

– Wasza mama umarła – oznajmił ojciec tamtego dnia, gdy wrócił ze szpitala. – Dziecko też.

Tylko tyle był w stanie powiedzieć. I więcej nie musiał, choć ani ja, ani moi bracia nie do końca wiedzieliśmy jeszcze, jak potężnie zmieni się nasze życie.

Ciotka Louain była starszą o czternaście lat siostrą ojca, wdową, która po śmierci męża dostała się pod opiekę młodszego brata. Ich ojciec już nie żył, nie miała synów ani innych braci. Nasz tato był jedynym spokrewnionym z nią mężczyzną, który mógł przyjąć na siebie rolę jej prawnego opiekuna. Nie zamieszkała jednak z nami. Była nad wyraz samodzielna, a brata angażowała w swoje życie tylko wtedy, gdy zmuszało ją do tego prawo.

Nie bywała częstym gościem w naszym domu, bo mama i ciotka Louain nie przepadały za sobą. Poróżniło je podejście do macierzyństwa, na które miały rozbieżne spojrzenie. Zdarzyło się, że ciotka Louain skrytykowała kiedyś mamę za jej konserwatyzm. Mama odbiła piłeczkę, twierdząc, że kobieta zbyt leniwa na to, by zostać matką, nie powinna pouczać tych, które mają za sobą kilka porodów. To wystarczyło, by przez kolejne lata pałały do siebie skrywaną pod płaszczykiem lukrowanej kurtuazji niechęcią, której chwilami udawało się wydostawać w formie drobnych uszczypliwości. Z czasem nauczyły się omijać kwestie sporne i w miarę możliwości unikać się nawzajem, a podczas nielicznych spotkań ograniczać się do uprzejmego powitania i pożegnania.

Nasz tata dobrze wiedział o panujących między mamą i ciotką animozjach, ale starał się nie wchodzić między kobiety. Tak było wygodniej. Jednak po śmierci naszej matki, przytłoczony ciężarem posiadania trójki dzieci, które do tej pory wyłącznie utrzymywał, uznał, że zaangażowanie siostry do opieki nad nami będzie najlepszym wyjściem.

My znaliśmy ciotkę i lubiliśmy ją, a ona – bezdzietna – wreszcie miała okazję wykazać się w roli matki, tak pożądanej w Arabii Saudyjskiej. Nie jestem jednak przekonana, czy ciotka miała na to ochotę, chyba nie, ale czuła się dłużniczką swojego brata i nie potrafiła zostawić go w potrzebie.

Ojciec mógł oczywiście ponownie się ożenić, zapewniając nam w ten sposób opiekę, ale jestem pewna, że wyszlibyśmy na tym zdecydowanie gorzej niż w przypadku znalezienia się pod opieką ciotki. Aby zanadto jej nie obciążać, zatrudnił dodatkową służącą. Ciotka miała zająć się naszym wychowaniem, dbaniem o dom i gotowaniem. I poradziła sobie z tym zadaniem nad wyraz dobrze. Oczywiście nie obyło się bez pewnych komplikacji, ale patrząc z perspektywy czasu, jestem dla niej pełna podziwu, zwłaszcza że sama dźwigała trudny do wyobrażenia ciężar, o jakim wtedy nie miałam pojęcia.

Ciotka Louain była starszą bezdzietną wdową, która wszędzie nosiła ze sobą małą torebeczkę. Dbała o nią w sposób szczególny, jakby jej zawartość była nie tylko cenna, ale i żywa. Pilnie jej strzegła, wzmagając moją ciekawość. Nigdy jednak nie odważyłam się spytać ani tym bardziej zajrzeć do torebki. Nigdy zresztą nie miałam po temu okazji, bo ciotka konsekwentnie jej strzegła. Dopiero gdy dorosłam, a ona wyjawiła mi swoją tajemnicę, zrozumiałam, że przez niemal całe jej dorosłe życie świat widział w niej kogoś, kim nie była. Umniejszał jej wartość i spychał ją do kąta, pogłębiając jej i tak już ogromne cierpienie.

To zapewne zabrzmi dziwnie, ale śmierć mojej mamy pozytywnie wpłynęła na moją przyszłość. Oczywiście do dziś bardzo mi jej brakuje, ale wiem, że gdyby żyła, zostałabym żoną, a nie lekarką. Mama była stojącą na straży patriarchatu konserwatystką. Nie jest to zarzut – tak została wychowana. W to wierzyła. Niestety również to ją zabiło, dlatego ja nie mogłam podążać tą drogą. Nawet jeśli oznaczało to potężny bunt; może ten był wpisany w moje imię. Jeśli tak, mogę powiedzieć, że tego, kim jestem, nie zawdzięczam rodzicom, a swoim dwóm wspaniałym ciotkom. Choć nigdy nie poznałam cioci Nur, znałam jej legendę i odziedziczyłam po niej nieprzychylnie widziane w mojej rodzinie skłonności do buntu. A ciocia Louain pojawiła się w moim życiu w chwili, gdy kształtowała się moja przyszłość.

Arabia Saudyjska - Figure 2
Zdjęcia Onet

Początki nie były łatwe. Bracia Nur, Anil i Hamza, nie potrafili zaakceptować śmierci matki, a całą swoją złość wyładowywali na kobiecie, która próbowała im ją zastąpić. To jednak była tylko część problemu. Obaj byli wychowywani w tradycyjny, saudyjski sposób i choć dopiero wkraczali w wiek nastoletni, nie przyjmowali zbyt chętnie poleceń wydawanych im przez ciotkę. Zresztą ją samą uznawali za obcą, choć była z nim blisko spokrewniona.

– Nie jesteś naszą matką! – słyszała Louain za każdym razem, gdy próbowała narzucić bratankom jakiekolwiek zasady. – Dlaczego mielibyśmy cię słuchać?

Ciotka nie wchodziła z chłopcami w dyskusję. Wiedziała, że kłótnie też nie mają sensu. Dlatego starała się łagodzić ich wybuchy złości życzliwością i troską. Nie przynosiło to znaczących skutków, ale wywoływało w Anilu i Hamzie konsternację. Ich słowa obliczone były na to, by ją złamać, sprawić, że się wycofa, odpuści, zniknie z ich orbity, nawet jeśli fizycznie pozostanie w ich domu.

Do zaskakującego obrotu spraw doszło, kiedy Anil złamał rękę. Nie było jasne, jak to się stało, bo bracia utrzymywali to w tajemnicy, ale efekty w postaci pogruchotanego obojczyka były opłakane. Złamany bólem i częściowo unieruchomiony, jedenastolatek zmienił się w potulnego i grzecznego chłopca. Można byłoby to oczywiście uznać za chwilowe zawieszenie broni, ale zachowanie Anila wywołało konflikt, którego nikt w domu się nie spodziewał.

– Jesteś tchórzem! Tylko tchórz poddałby się tak łatwo! – denerwował się Hamza, który nie widział powodu, by odpuszczać ciotce tylko dlatego, że ta zajmowała się jego niedysponowanym bratem.

– Ciotka jest dla nas dobra… – próbował tłumaczyć Anil.

– Nie jest naszą mamą! – upierał się Hamza. – Nie wiem jeszcze, jak to zrobię, ale pozbędę się jej. Nawet jeśli będę musiał poderżnąć jej gardło.

– Przestań! Nie mów tak!

– Bo co? Rozpłaczesz się? Pobiegniesz wytrzeć łezki w jej abaję?

Hamza, choć starszy od Anila o zaledwie rok, wydawał się od niego zdecydowanie dojrzalszy. Anil wciąż był przy nim małym chłopcem. W traktowaniu ciotki brał przykład z brata, wzorował się na nim, ale teraz, gdy Louain okazała się czułą opiekunką, zrozumiał, że nie zasłużyła na to, co jej robili. I nawet kiedy po kilku tygodniach chłopiec pozbył się krępującego go gipsu, nie zmienił podejścia do krewnej.

Hamza został zupełnie sam na polu swojej irracjonalnej walki z wyimaginowanym wrogiem. Niestety samotne wilki potrafią być bardziej niebezpieczne od całej sfory.

Mijały lata, ale dynamika w osieroconym przez Aminę domu nie zmieniała się znacznie. Dzieci dorastały, a gdy Nur skończyła siedemnasty rok życia, w rozmowach zaczął się pojawiać temat wydania jej za mąż. Co ciekawe jednak, to nie Basr wpadł na ten pomysł. On w dalszym ciągu był zajęty robieniem kariery, wynajął sobie nawet osobny apartament w centrum, a do domu przyjeżdżał nie częściej niż raz w tygodniu.

Zamążpójścia Nur zażądał jej młodszy o rok brat, który czuł się pełnoprawnym panem domu, a tym samym osobą uprawnioną do podejmowania decyzji dotyczących jego mieszkańców. Basr namaścił go do tej roli, choć nigdy nie zrobił tego oficjalnie. Posiadanie szesnastoletniego syna było mu jednak na rękę. W oczach męskiej części saudyjskiego społeczeństwa Hamza był już pełnoletni, więc mógł wyręczać ojca w tym, na co Basr nigdy nie miał zbyt wiele ochoty, a od śmierci żony stracił ją bezpowrotnie.

Nur znalazła się w poważnym niebezpieczeństwie, bo choć ojciec wciąż był jej prawnym opiekunem, jego brak zainteresowania rodziną dawał Hamzie zbyt duże pole do popisu. W kulturze, w której toksyczna męskość zatruwa kobietom życie, a mężczyznom umysły, pozwalanie, by młodzi chłopcy decydowali o ważnych sprawach, nie raz doprowadziło do tragedii.

Hamza wybrał Nur na męża jednego ze swoich rzadko trzeźwiejących kumpli. Chociaż picie alkoholu w Arabii Saudyjskiej było i wciąż jest zakazane, jego smak jest dobrze znany wielu dorastającym Saudyjczykom. Zwłaszcza mieszkańcom Prowincji Wschodniej, która ma łatwy dostęp do znacznie bardziej liberalnego w tych kwestiach Bahrajnu. Jedni szmuglują wysokoprocentowe trunki na własny użytek, drudzy jeżdżą na zakrapiane imprezy do sąsiadów i często wracają, będąc wciąż pod wpływem. Zdarzają się wśród nich tacy, którzy trafiają do więzienia lub nawet giną w wypadkach samochodowych. Ale to nie zraża kolejnych "śmiałków".

Zakaz picia alkoholu czyni go jeszcze bardziej pożądanym. Młodzi ludzie na całym świecie eksperymentują z trunkami i choć bywa to niebezpieczne, stanowi nieodzowny element dorastania. Sięganie po to, co zakazane przez starsze pokolenia, jest sposobem na walkę ze stworzonym przez nie systemem, ale w Arabii Saudyjskiej ma to jeszcze inny wymiar – bo tu alkohol zakazany jest również dorosłym. Spożywanie go jest jak wkraczanie na gęsto zaminowane pole. Wymaga sporej odwagi.

Rashid nie był odważny. Był po prostu głupi i bardzo możliwe, że mimo młodego wieku poważnie uzależniony. Nie dbał o pozory, które większość ludzi, a już na pewno Saudyjczyków próbuje zachować. Na co dzień śmierdziało od niego przetrawionym alkoholem. Często się zataczał, zdarzało się, że przysypiał w różnych dziwnych miejscach.

W dniu, w którym Nur miała poznać swojego przyszłego męża, nie było inaczej. W ocenie Hamzy Rashid spełniał podstawowy warunek – pochodził z bogatej rodziny, a to zawsze bardzo chłopakowi imponowało.

– Nur? Nur! Yalla! Chodź tutaj! – zawołał któregoś popołudnia zupełnie niespodziewanie, bo na co dzień ignorował istnienie siostry.

Dziewczyna była pewna, że to nie wróży niczego dobrego. Dobrze jednak znała swojego brata i wiedziała, że choć kreuje się na stanowczego mężczyznę, w rzeczywistości jest przestraszonym, słabym chłopcem, dlatego nie widziała powodu, by odpowiadać na jego wezwania.

– Nur! Schodź natychmiast!

Zignorowała to i kolejne zawołanie. Na więcej Hamza pozwolić sobie nie mógł. Skoro miał zaprezentować siostrę koledze, nie mógł zacząć od demonstracji jej nieposłuszeństwa wobec prawnego opiekuna, którym przecież się czuł. Bez wahania ruszył do zajmowanego przez nią pokoju.

– Nie słyszysz, że cię wołam?! – wrzasnął od progu.

– Słyszę, że się drzesz – odpowiedziała, nie podnosząc na niego wzroku.

– Masz zejść na dół. Rashid chce cię obejrzeć.

– Kim jest Rashid? – Nur usilnie próbowała zachować spokój, choć informacja, że ktoś "chce ją obejrzeć", mocno ją poruszyła.

– Wyjdziesz za niego – zakomunikował brat.

– Za nikogo nie wyjdę. Idę na studia.

Hamza zaśmiał się sztucznie.

– O tym akurat decyduję ja. Natychmiast zejdziesz do majlisu. Nie mam czasu na dyskusje.

– Nigdzie nie pójdę! I za nikogo nie wyjdę – rzuciła buntowniczo Nur.

Na te słowa Hamza zrobił dwa kroki w głąb pokoju, wymierzył siostrze siarczysty policzek, po czym złapał ją za włosy i przybliżając twarz do jej twarzy, wycedził:

– A teraz pójdziesz?

Nur była kompletnie sparaliżowana zachowaniem młodszego brata. Nie ruszyła się, więc Hamza, ciągnąc ją za włosy, wyprowadził z sypialni. Dopiero za progiem odpuścił.

– Wyprostuj się i uśmiechnij – szepnął.

– Nie jestem zasłonięta…

– Nie szkodzi. To twój przyszły mąż. Kwestia kilku dni. Nic się nie stanie.

Nur poczuła mdłości. Spazm gorąca przeszył jej ciało, a drżące nogi niosły ją mimowolnie.

Po chwili stanęła na odległość dwóch metrów od Rashida, siedzącego na sofie w niedbałej pozie, z szeroko rozstawionymi nogami, okrytymi wymiętą thobą. Na głowie nie miał ghutry – leżała obok – jego włosy zasłaniała jedynie ciasno nasunięta taqiyah, spod której spływały strużki potu, choć w pomieszczeniu panował przyjemny chłód.

Nur spojrzała na niego z odrazą. On wyraźnie miał inne odczucia.

– Ładna jest. Dziewica?

– Nikt jej nie tykał – zapewnił Hamza. – Przecież trefnej kobiety na żonę bym ci nie proponował.

– Wiesz, dla dobra siostry można naciągnąć fakty…

Hamza nie znał pojęcia "dobra siostry" i czuł się nieco urażony insynuacjami kolegi, ale pragnąc dobić targu, postanowił schować dumę głęboko.

– Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Chcę, żebyś był mi bratem.

– Braćmi już jesteśmy, a teraz będziemy jeszcze rodziną. – Rashid wstał i poklepał Hamzę po ramieniu.

– Idź już! – warknął brat na Nur.

Dziewczyna nie zamierzała zwlekać. Uciekła, przerażona tym, że jeśli nie uratuje jej cud, będzie musiała poddać się woli zdemoralizowanego brata.

Rashid i Hamza zaczęli tymczasem negocjować warunki. I właśnie na owych negocjacjach zastała ich w majlisie ciotka Louain. Przez chwilę przysłuchiwała się rozmowie, zauważona, ale zupełnie ignorowana przez bratanka i jego gościa. Kiedy była już pewna, że Hamza planuje zmusić Nur do małżeństwa, a jej mężem ma zostać siedzący przed nią podpity nastolatek, musiała zareagować.

– Co ty robisz? – rzuciła groźnym tonem, zupełnie dla niej nienaturalnym.

Hamza przerwał rozmowę i zamknął oczy, dławiąc reakcję, ale chwilę później do niej wrócił.

Louain podeszła o krok bliżej i powtórzyła:

– Co ty robisz? Czy ja dobrze słyszę, że chcesz przehandlować swoją siostrę temu pijakowi?

Nastolatek gwałtownie się podniósł, stając tuż przed ciotką. Był chudy, ale wyrośnięty, niemal o głowę od niej wyższy. Próbował wyglądać groźnie, ale Louain bez najmniejszych skrupułów go odepchnęła. Na taką zniewagę nie mógł sobie pozwolić. Zamachnął się, żeby po raz drugi tego dnia uderzyć kobietę. Tym razem jednak nie miał szczęścia, bo Louain zrobiła zgrabny unik. Zupełnie jakby nie był to pierwszy raz, gdy musi się chronić przed ciosem.

Chłopak spróbował ponownie, ale wtedy ciotka wrzasnęła:

– Ani się waż! Jeszcze jedna zniewaga i Allah mi świadkiem, że spędzisz noc poza tym domem. I nigdy już do niego nie wejdziesz!

Słowa ciotki zatrzymały Hamzę. Był zaskoczony jej odwagą, ale też treścią samej groźby. Formalnie to ona była gościem w domu. On zaś był najstarszym synem jego właściciela. Jaką mocą mogłaby pozbawić go dachu nad głową? Szybko uznał te słowa za zupełnie pozbawione siły sprawczej.

– Uważaj, żebyś to ty stąd nie wyleciała – wycedził. – Mam cię już serdecznie dosyć. Od dawna!

– Nie ma to dla mnie znaczenia. I szczerze mówiąc, ja też mam cię dosyć. Powtarzam: nie waż się nigdy więcej podnieść ręki na kobietę, zwłaszcza na tę, która cię żywi. Bo ta sama ręka, która podaje ci strawę, może podać ci truciznę.

Hamza ewidentnie stracił rezon. Miał problem, bo świadkiem tej sceny był kolega, przed którym za wszelką cenę chciał zachować twarz pana domu, ale bał się posunąć dalej, niepewny, czy ciotka blefuje, czy faktycznie jest gotowa zrealizować swoje pogróżki. Urażone męskie ego wzięło górę. Ponownie podniósł rękę na krewniaczkę, tym razem powalając ją na ziemię kilkoma agresywnymi ciosami.

Louain wycofała się z majlisu, znikając z oczu obu zadowolonym z obrotu sprawy nastolatkom.

– Tak się to załatwia – rzucił Hamza.

– Dobrze zrobiłeś – poparł go Rashid. – Ale kim w ogóle jest ta kobieta?

– To siostra ojca. Ściągnął ją tu do Anila, jak ten był jeszcze mały. Ciotka owdowiała i ojciec jest jej mahramem. Dawno powinna wrócić do siebie, ale wyraźnie nie rozumie, że nie jest tu już potrzebna.

– Przecież ty jesteś już dorosły.

Hamza poczuł się przyjemnie połechtany komplementem z ust starszego kolegi, który wyraźnie widział w nim mężczyznę, a nie chłopca.

– Cały czas powtarzam to ojcu, ale on się upiera, że ciotka musi zostać.

– Jak zostanie, to jeszcze nie raz dostanie. – Rashid uderzył w gromki śmiech, jakby opowiedział zabawny dowcip.

– Dokładnie, bracie. Na takie kobiety jak ona nie ma innej rady – zawtórował mu Hamza.

Jego triumf nie trwał jednak długo. Gdy tylko Rashid chwiejnym krokiem opuścił dom, pojawił się w nim ojciec. Już od progu zażądał rozmowy z Hamzą. Ku ogromnemu zaskoczeniu chłopaka okazało się, że ciotka nie rzuca słów na wiatr. Nikt poza ciotką Louain nie mógł się spodziewać, że w kluczowej sprawie Basr wejdzie w rolę surowego rodzica, zwłaszcza w stosunku do rozwydrzonego starszego syna. Ale z drugiej strony tylko Louain znała szczegóły umowy zawartej z bratem tuż po śmierci Aminy.

Wkrótce po tym, jak ciało jego żony złożono w grobie, Basr pojechał do domu siostry i zaproponował jej nową życiową rolę.

Louain nie zastanawiała się długo.

– Zaopiekuję się nimi jak matka, ale jeśli mam ofiarować im matczyne uczucia, nie mogę świadomie skazać się na matczyne cierpienia – zapowiedziała. – Dlatego musisz mi obiecać, że gdy będę potrzebowała twojej interwencji, bez zadawania pytań spełnisz moje żądania. Nie pozwolę już nigdy, by moje serce pękło z powodu miłości do dziecka. I tak ledwo bije…

Basr nie mógł wiedzieć, co tak naprawdę oznaczają te słowa, ale nie widział w nich też niczego niepokojącego. Poza tym był zdesperowany. Chciał za wszelką cenę wrócić do swojego życia sprzed tragedii i oddać dzieci w zaufane ręce. Sama myśl o obowiązkach związanych z ich wychowywaniem go paraliżowała.

– To nie jest zajęcie dla mężczyzn. Allah nie tego od nas oczekuje. Dzieci są sprawą kobiet, to im Bóg nakazał rodzenie – tłumaczył siostrze.

– Niektórym każe tylko rodzić, ale nie pozwala zostać matkami – odpowiedziała Louain, a gdy Basr obiecał spełnić jej warunek, ostatecznie zgodziła się matkować jego osieroconym dzieciom.

Tuż po tym, jak na twarzy ciotki wylądowały pięści małoletniego Hamzy, kobieta zadzwoniła do brata i przypomniała mu swoje słowa sprzed lat.

– Nie mogę świadomie skazać się na matczyne cierpienia. I nie chodzi o ból ciosów, ale o ten, który wywołały w moim sercu.

Basr zgodził się zabrać agresywnego syna do swojego wynajmowanego mieszkania w centrum. Hamza był już w wieku, w którym nie wymagał szczególnej uwagi, nie powinien też przeszkadzać. To miało załatwić też drugi problem, choć tylko po części…

– Wiesz, że chciał przehandlować Nur swojemu zapijaczonemu kumplowi? – spytała Louain.

– Mówił mi, że jego zdaniem Nur powinna wyjść za mąż, ale tylko tyle – odpowiedział nieco zaskoczony Basr.

– Mówił tak, bo miał już kandydata na męża dla niej.

– Może faktycznie powinna wyjść za mąż. Ma już siedemnaście lat.

– Nie! Nie zgodzę się na to! – zaprotestowała ciotka.

– Ale jak będzie starsza, trudno będzie ją upilnować…

– Nie znasz swojej córki, bracie. Ona nie zostanie żoną, dopóki nie zostanie lekarką.

– Lekarką? – spytał zdumiony ojciec. – Skąd ten pomysł? Coś ty jej nagadała? Kobiety nie powinny robić takich rzeczy…

– Bo są głupsze?

– Nie. Bo Bóg stworzył je do czegoś innego.

– Gdyby Amina trafiła w szpitalu na kobietę, wciąż by żyła. To dlatego twoja córka chce pójść na medycynę. Nie mogła uratować swojej matki, ale chce ratować inne.

– To jakieś fanaberie – prychnął Basr.

– Nie! – Louain podniosła głos. – Obiecałeś, że nie zranisz uczuć, które żywię do twoich dzieci!

– Przecież powiedziałem już, że zabieram Hamzę.

– Dobrze wiesz, że nie o niego tu chodzi. Chcę, żebyś zgodził się na edukację Nur.

– Przecież się uczy!

– Za granicą!

– Nie. To nie wchodzi w grę. Nie wyślę dziecka na zmarnowanie do obcego kraju.

– Lepiej więc zmarnować jej życie tutaj? Ona chce tu wrócić, chce mieszkać w Arabii Saudyjskiej i pracować jako lekarka, ale daj jej na to szansę. Jeśli tu zostanie, prędzej czy później wydacie ją za mąż, bo tak zawsze jest najłatwiej.

Podczas tamtej rozmowy Louain nie przekonała brata do swoich racji, ale kilka miesięcy później Nur wyjechała do Wielkiej Brytanii, by skończyć tam szkołę średnią. Jej ciotka postawiła sobie za punkt honoru, by wywieźć bratanicę z kraju, w którym marzenia kobiet są mniej istotne od potrzeb mężczyzn.

Nur wróciła z dyplomem do Arabii Saudyjskiej, ale zagraniczne studia wciąż stały pod znakiem zapytania. Tego roku rozpoczęła naukę na wydziale medycznym King Saud University w Rijadzie i powoli żegnała się z myślą o wyjeździe. Teoretycznie tu też mogła wykształcić się na lekarkę, ale wiedziała, że jeśli zostanie, nie nauczy się tego, co religia i saudyjski konserwatyzm ukrywają przed studentami.

Powodem, dla którego chciała zostać lekarką, a konkretnie ginekolożką, była chęć walki z systemem stawiającym przekonania religijne ponad prawa kobiet – a saudyjskie studia wcale nie przełamywały tego schematu. Wręcz przeciwnie, wielu wykładowców wręcz go utrwalało. Wiedziała o tym też Louain, dlatego wciąż nie składała broni.

– Nie będę za to płacił – protestował Basr. – Nie i koniec!

– To ja zapłacę – przekonywała Louain.

– Ty? Z czego?

– Dobrze wiesz, że mój dom jest wynajęty. Sam w tym uczestniczyłeś. Ja nie wydaję tych pieniędzy.

O tym mężczyzna kompletnie zapomniał. Faktycznie reprezentował swoją siostrę w sprawach związanych z dzierżawą jej domu. Wiedział też, że pieniądze przelewane są na konto, które jej otworzył. Miał możliwość zablokowania tych środków, ale skoro chciała je wydać na edukację jego dziecka, nie widział w tym własnego interesu.

– I naprawdę zapłacisz za jej studia? – upewnił się zdziwiony.

– Skoro ty uważasz, że to nie jest dobra inwestycja, wezmę ją na siebie. Nur jest najmądrzejszą osobą w tej rodzinie. Włączając ciebie! Nie pozwolę, by zmarnowała swój dar. Ma go od Boga.

Tym argumentem zamknęła bratu usta. Nie mógł kwestionować tego, że Allah obdarował jego córkę intelektem, choć czuł się trochę urażony uwagą Louain.

Nur nie miała szans na zagraniczne stypendium. Była jedną z najlepszych studentek na roku, ale z kraju wypuszczano tylko chłopców. Znalezienie dojścia do studiów za granicą stało się misją Louain. I zakończyła się ona sukcesem. Ku wściekłości Hamzy, niechęci Basry i ogromnej radości ciotki kolejny rok akademicki Nur rozpoczęła na Akademii Medycznej w Poznaniu, w Polsce.

Przed wyjazdem dostała od ciotki mnóstwo miłości i sporo cennych wskazówek. Wśród nich znalazł się pewien chwytający za serce argument, przemawiający za tym, by po studiach Nur wróciła do ojczyzny i pomagała dyskryminowanym medycznie Saudyjkom.

"Tajemnice arabskich szpitali. Tom 1", Marcin Margielewski, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa, 2025 r.

Partner Prószyński i S-ka

Marcin Margielewski, fot. Marcin Kuba

Autor książki "Tajemnice arabskich szpitali"

Marcin Margielewski pracował jako dziennikarz radiowy, prasowy i telewizyjny. Przez dziesięć lat podróżował, mieszkając między innymi w Wielkiej Brytanii, Dubaju, Kuwejcie i Arabii Saudyjskiej. Był dyrektorem kreatywnym kilku światowych marek. Autor bestselerowych książek: "Jak podrywają szejkowie" (2019), "Była arabską stewardesą" (2019), "Zaginione arabskie księżniczki" (2020), "Tajemnice hoteli Dubaju" (2020), "Urodziłam dziecko szejka" (2020), trzytomowej serii "Niewolnicy" (2021), "Porzuciłam islam, muszę umrzeć" (2022), "Wyrwana z piekła talibów" (2022), "Kłamstwa arabskich szejków" (2022), "Zaginiony arabski książę" (2023),"Piekło kobiet Iranu" (2023), "Handlarze arabskich niewolników" (2023), "Sekrety arabskich kurortów" (2023), "Luksus arabskich pałaców" tom 1 i 2 (2024) oraz "Szofer arabskich bogaczy" (2024).

Czytaj dalej
Najpopularniejsze wiadomości tygodnia