Saka rządził, Kiwior zagrał solidnie, a Majecki wraca pokonany ...
Bukayo Saka zdobył bramkę, a Arsenal przedłużył swoją niepokonaną passę w Lidze Mistrzów UEFA do ośmiu meczów, wygrywając z Monaco 3:0 na Emirates Stadium i awansując do pierwszej trójki.
Oba zespoły zdobyły przed tym meczem 10 punktów w fazie ligowej, a Arsenal bez wątpienia chciał pokazać, że niedzielny remis 1:1 z Fulham był tylko wpadką. Monaco doceniłoby choćby punkt wywieziony z Emirates Stadium, zachowując szansę na pierwszą ósemkę również w przypadku porażki.
Sprawdź szczegóły meczu Arsenal - Monaco
I choć Gabriel Jesus był o krok od podłączenia się do dośrodkowania Mikela Merino na początku spotkania, The Gunners początkowo mieli trudności z przełamaniem swoich przeciwników i cierpliwie krążyli wokół pola karnego, szukając drogi do bramki. Rzeczywiście, świetna długa piłka od pewnego Jakuba Kiwiora w połowie pierwszej połowy podkreśliła alternatywną metodę tworzenia okazji, ale Jesusowi zabrakło opanowania, by pokonać Radosława Majeckiego z bliskiej odległości.
Wkrótce Jesus miał kolejną szansę na zdobycie bramki, tym razem po dokładnym podaniu Gabriela Martinelliego, ale Majecki ponownie go powstrzymał. Polski bramkarz zaliczył bardzo solidne otwarcie meczu, który później potoczył się już znacznie gorzej.
Biorąc jednak pod uwagę, że Arsenal miał znacznie lepsze okazje, nie było zaskoczeniem, gdy w 34 minucie wyszli na prowadzenie. Debiutujący w UCL Myles Lewis-Skelly zgrabnie minął Maghnesa Akliouche'a i podał do Jesusa, który idealnie znalazł Sakę na dalszym słupku, który dobił piłkę przy leżącym już Majeckim.
Ødegaard wkróttce mógł podwoić prowadzenie, ale w najlepszej okazji przed przerwą przegrał wojnę nerwów z Majeckim: Polak dobrze zamknął światło bramki przy linii strzału - piłka świsnęła mu koło buta, a następnie obok słupka.
Zaraz po przerwie Monaco zasygnalizowało swoje zagrożenie ze stałych fragmentów, gdy kapitan Thilo Kehrer główkował niecelnie, ale pomimo oznak poprawy, goście nadal nie przetestowali poważnie Davida Rayi, a Breel Embolo strzelił niecelnie. Jednak piłkarze Monaco strzelili sobie w stopę, próbując kótkich wymian piłki w obronie. Mohammed Salisu wpakował Majeckiego w kłopoty pod presją, a bramkarz został zmuszony przez zbliżającą się postać Kaia Havertza do podania piłki prosto do Saki, który w 78 minucie z radością wbił drugiego gola, podwajając prowadzenie Arsenalu.
Strzelanie w tym meczu zostało zakończone 10 minut później, gdy Havertz z bliska skierował do siatki strzał Saki po szybkim wykonaniu rzutu wolnego. Jest w tym pewna ironia, ponieważ Monaco rozgrywało znacznie lepszą drugą połowę, ale skończyło ją w gorszym stylu.
Kanonierzy, jak zobowiązuje ich przydomek, strzelają w każdym meczu. Ostatni raz Arsenalowi nie udało się strzelić gola u siebie w kwietniu przeciwko Aston Villi, a po zrobieniu kolejnego kroku w kierunku fazy pucharowej będą mieli nadzieję, że ich passa trafiania do siatki nie dobiegnie końca na Emirates przeciwko Evertonowi w sobotę. Pełne (i dobrze wykorzystane) 90 minut Jakuba Kiwiora pozostaje pocieszeniem w obliczu bolesnej porażki Majeckiego.
Monaco wraca do rozgrywek ligowych równie w najbliższą sobotę i wciąż ma szansę na zajęcie miejsca w pierwszej ósemce fazy ligowej LM.