Arsenal w niezwykle dramatycznym meczu pokonał Leicester City 4:2. Kluczową bramkę w 95. minucie spotkania strzelił Leandro Trossard, po którego wstrzeleniu piłki w pole bramkowe do własnej siatki futbolówkę wpakował Wilfried Ndidi.
Pierwsza połowa układała się dla Kanonierów idealnie. Leicester tak naprawdę nie potrafiło w żaden sposób zagrozić bramce gospodarzy, nie licząc jednego strzału Jamesa Justina, który został zablokowany przez obrońców. Jak się jednak miało okazać, to nazwisko jeszcze kilka razy wracało niczym bumerang dzisiejszego popołudnia na Emirates Stadium.
Do przerwy jednak o wszystkim decydowali piłkarze Arsenalu. Dość zaskakująco przebudził się Gabriel Martinelli, który ma bardzo mierny początek sezonu i nie przypomina zawodnika, którym był w najwyższej dyspozycji. W 20. minucie Brazylijczyk dostał jednak podanie od Jurriena Timbera i precyzyjnym strzałem otworzył wynik spotkania.
To jednak nie był koniec jego dokonań do przerwy, bo w doliczonym czasie gry Martinelli tworząc akcję lewy skrzydłem dograł piłkę do Trossarda, a ten precyzyjnie dołożył stopę i posłał piłkę do bramki zupełnie poza zasięgiem bramkarza. Arsenal schodził więc na przerwę z dwubramkowym prowadzeniem.
Druga połowa zaczęła się jednak od zupełnego zawirowania, które stworzyło niesamowitą dramaturgię w Londynie, a bohaterem gości został grający na pozycji prawego obrońcy Justin.
Najpierw tuż po przerwie Lisy miały rzut wolny, z którego posłały dośrodkowanie. Justin znalazł się w polu karnym i dotknął piłkę, która następnie trafiła w Kaia Havertza, czym zupełnie zmyliła Davida Rayę. Hiszpan nie był już w stanie skontrolować swojej pozycji i tym samym futbolówka zatrzepotała w siatce.
Mimo to jednak Leicester nie miało praktycznie żadnych okazji na gole, a Arsenal kreował swoje szanse, więc nikt raczej nie myślał o możliwości straty punktów przez gospodarzy. Kwadrans później ponownie we wszystkie wmieszał się jednak Justin, który oddał strzał życia. Dostał on dośrodkowanie od Ndidiego i idealnie, soczyście trafił z woleja piłkę, która po uderzeniu z kilkunastu metrów odbiła się od wewnętrznej części słupka bramki Arsenalu. Tym samym mieliśmy remis.
Arsenal wychodził z kolejnymi atakami i heroicznie walczył o jakże ważne trzy punkty. Kapitalną okazję miał Havertz, z bliskiej odległości uderzał Trossard, a do tego celną główką po jednym z rzutów rożnych popisał się Ricciardo Calafiori. Mimo to bohaterem tej części meczu był Mads Hermansen, który w niewyjaśniony sposób radził sobie ze wszystkimi tymi próbami i trzymał Leicester przy życiu.
Im jednak byliśmy bliżej końca meczu, Kanonierzy rzucili do ataku coraz więcej zawodników i więcej sił. Wreszcie dopięli swego w 94. minucie spotkania, gdy Trossard z pomocą Ndidiego wpakował piłkę do siatki, a na stadionie wybuchła wielka radość. Arsenal miał wszystko w garści i było wiadomo, że nikt nie zabierze mu trzech punktów. Mało tego, kilka chwil później w kontrze wynik podwyższył jeszcze Havertz, a gospodarze wygrali nawet różnicą dwóch bramek.