Dawid Podsiadło przeskoczył samego siebie. Zachwycił 80 ...
Dawid Podsiadło jest pierwszym polskim artystą, który wyprzedał Stadion Narodowy. 80 tysięcy wejściówek na koncert, który odbył się 26 sierpnia w Warszawie, sprzedało się w zaledwie kilka minut. Podsiadło, gromadząc taką publiczność, pobił rekord koncertowy na największym stadionie w Polsce. Ale dość suchych faktów, czas na konkret.
Wszyscy, którzy zdołali kupić bilety na jedno z najgłośniejszych wydarzeń muzycznych roku, na pewno nie pożałowali. Podsiadło zadbał, aby ostatnia sobota sierpnia była gorąca i niezapomniana.
Na samym środku stadionowej płyty postawiono wielką, imponującą scenę z czterema odnogami, ruchomym środkiem i wielkimi ekranami nad częścią główną. Podsiadło nie kazał na siebie czekać i rozpoczął koncert punktualnie o 20:30 (zgodnie z informacją na bilecie). Gdy w głośnikach rozbrzmiało "Zapraszamy na premierę, szklanych butelek, nowy klip", a Dawid pojawił się na środku, nie było osoby, która by siedziała. 80-tysięczny tłum od samego początku śpiewał, tańczył i krzyczał imię swojego idola. A Dawid nie krył radości, że udało mu się dokonać czegoś tak spektakularnego.
Nie tylko scena i jej gospodarz robili wrażenia. Na ogromnych ekranach do każdej piosenki wyświetlały się wizualizacje, przy których tworzeniu pracował zespół CD Projekt RED. Co jakiś czas, w przerwach pomiędzy kolejnymi częściami koncertu, fani mogli oglądać filmy z poprzednich tras Dawida. Podsiadło jeszcze nigdy nie podzielił się tak osobistymi fragmentami ze swojego życia. Na co dzień skryty i nie mówiący o prywatnych sprawach, tym razem pokazał nie tylko wywiady czy koncerty, ale także chociażby wizytę zespołu u babci jednego z jego członków, ich rozmowy przy stole oraz przemyślenia. Dawid wracał pamięcią również do początku swojej kariery. Fantastycznie było słuchać, jak 10 lat temu mówił, że marzy właściwie tylko o tym, by tworzyć muzykę. Nikt wówczas nie przypuszczał, że ten 20-latek wkrótce zawojuje rynek muzyczny i zostanie jedną z największych gwiazd w Polsce.
Goście z najwyższej półki
Podsiadło na samym początku zapowiedział, że to będzie najlepszy koncert w jego karierze. Słowa dotrzymał. Zaśpiewał największe hity ze wszystkich swoich płyt. Do wielu stworzył nowe, często zaskakujące (jak choćby "Post" w mocno rockowej wersji), aranżacje. Nawiązał doskonałą relację z publicznością i zaprosił fantastycznych gości. Na pierwszy ogień poszła Sanah, która już we wrześniu również będzie władała sceną na Stadionie Narodowym i po sobotnim występie z Dawidem, nie ma wątpliwości, że da radę. Kulminacyjnym momentem wieczoru był jednak występ Dawida z Arturem Rojkiem. Panowie wykonali "Długość dźwięku samotności" w taki sposób, że trudno było powstrzymać łzy wzruszenia. Gdy wydawało się, że koncert dobiega końca, Podsiadło odpalił kolejną petardę i wyszedł na scenę z Taco Hemingway'em. Duet zaśpiewał "W piątki leżę w wannie", a następnie premierowo singiel o lecie. Trudno opisać słowami reakcję tłumu, gdy wokaliści śpiewali, tańczyli i bawili się na scenie, jak na najlepszej prywatce.
Dawid Podsiadło z Arturem Rojkiem na Stadionie NarodowymŹródło: materiały prywatne
Zadał pytanie, 80-tysięczny tłum odpowiedział buczeniem
Przez blisko 3 godziny grania Dawid doświadczył niezwykłej energii od ludzi, którzy krzyczeli, piszczeli, śpiewali, tańczyli i reagowali na każdą prośbę swojego idola. Podsiadło usłyszał też jednak buczenie od 80 tysięcy widzów. A wszystko po pytaniu, co by się stało, gdyby okazało się, że to ostatni taki jego koncert. Nikt nie chciał o tym słyszeć. Na szczęście szybko zdradził, że planuje więcej. Na koniec ogłosił 3 kolejne wydarzenia stadionowe. W czerwcu 2024 roku wystąpi w Gdańsku, Poznaniu i Chorzowie.
Dawid zaplanował już przyszłoroczny początek wakacji, ale nie zapomniał o zbliżającej się jesieni. Przy piosence "Szarość i róż" apelował do zgromadzonego tłumu, by poszedł na wybory, co również wywołało aplauz.
Podsiadło to nie tylko talent i hity, ale także poczucie humoru, wyczucie sytuacji, naturalność i profesjonalizm. Występ na Stadionie Narodowym był tego kwintesencją i z pewnością okazał się najlepszym koncertem nie tylko dla Dawida.
Karolina Grabińska, dziennikarka Wirtualnej Polski