Moda na ten zespół w Polsce nie przeminęła. Deep Purple zagrali w ...

3 godziny temu
Deep Purple porwali Katowice. Relacja z koncertu legendy rocka

Jeśli ktoś zapytałby mnie o najbardziej przygnębiające wspomnienie w koncertowym życiu, to od razu przed oczami pojawia się świecąca pustkami Tauron Arena w Krakowie w 2023 w trakcie występu Deep Purple. Wówczas wydawało mi się, że muzycy legendarnej grupy szybko nas ponownie nie odwiedzą. Nic bardziej mylnego. Wystarczyło tylko wybrać odpowiedni obiekt w Polsce, czytaj: ciut mniejszy, żeby frekwencyjnie było jak należy!

Deep Purple - Figure 1
Zdjęcia EskaRock

Koncert w katowickim Spodku został wyprzedany, a zespół – kilka miesięcy po wydaniu albumu =1, który recenzowaliśmy na naszych łamach – odwdzięczył się fanom naprawdę bardzo solidnym występem. 

Choć muzycy są w trasie promującej swój tegoroczny album już od czerwca, to jesienną jej odsłonę rozpoczęli właśnie od naszego kraju. Mogliśmy więc po cichu liczyć, że w setliście, w stosunku do poprzednich przystanków, coś się zmieni. Oczywiście, Purple są znani z tego, że nie mieszają w tym kotle jakoś mocno, ale... i pod tym kątem nie zawiedli publiczności, o czym za chwilę. 

Dwudziesty ósmy koncert Deep Purple w Polsce (przed napisaniem relacji musiałem to dokładnie sprawdzić, żeby nie pomylić się w obliczeniach) rozpoczął się od obowiązkowego Highway Star, który w roli "openera" grany jest nieprzerwanie od lat. Instrumentalnie legendarny numer został wykonany bez zarzutu (sekcja rytmiczna Roger Glover-Ian Paice trzyma wszystko w ryzach). Najgorzej wypadł wokalista Ian Gillan, który jako ostatni wszedł na scenę. Doskonale było słychać, że niektórych kompozycji zespół nie powinien już grać na żywo. Później było, na szczęście, tylko lepiej. 

Z lat siedemdziesiątych muzycy zaprezentowali praktycznie wszystko, co najlepsze. Było ogniste Into the Fire, przejmujące When a Blind Man Cries czy odgrzebane po kilkuletniej przerwie Hard Lovin' Man. Sporo miejsca zajęły samodzielne popisy. Dwa segmenty otrzymał klawiszowiec Don Airey, który – rzecz jasna – cytował Fryderyka Chopina oraz zagrał fragment Mazurka Dąbrowskiego. Umiejętnościami mógł się pochwalić także gitarzysta Simon McBride. Młodszy muzyk, bez dwóch zdań, wniósł sporo energii do zespołu. Było ją czuć w Spodku. 

Wróćmy do nowego albumu. Z =1 usłyszeliśmy aż sześć utworów, w tym Now You’re Talkin’ oraz Old‐Fangled Thing po raz pierwszy! Trzeba przyznać, że najnowsze numery idealnie wpasowały się do setu. Takie A Bit on the Side czy Portable Door brzmią zresztą, jakby zostały wydane w czasach świetności DP, a nie w 2024. 

Poza tym muzycy Deep Purple nie zapomnieli o obowiązkowym Smoke on the Water z prawdopodobnie najsłynniejszym gitarowym riffem na świecie, ale zrezygnowali natomiast z Perfect Strangers. Szkoda, bo uwielbiam ten numer na żywo. Wybaczam im to jednak, bo znów mogłem usłyszeć kapitalną Anyę (do tej kompozycji Gillan i spółka wrócili dopiero w 2022 po bardzo długiej przerwie!). Na finał wybrzmiał natomiast sprawdzony zestaw: mocno rozciągnięty Hush oraz Black Night. 

Moda na Deep Purple w Polsce nie przeminęła. Fajnie było obserwować, jak do Katowic zjechało kilka pokoleń fanów. Od osób, które wychowywały się na takich albumach, jak In Rock czy Machine Head, aż do ich wnuków. 

P.S. W roli supportu zaprezentowała się formacja Jefferson Starship, która powstała w latach siedemdziesiątych na gruzach legendarnego Jefferson Airplane. W secie usłyszeliśmy więc zarówno psychodeliczne White Rabbit i Somebody to Love, jak i do bólu "ejtisowe" Nothing's Gonna Stop Us Now czy We Built This City. Ostatni z wymienionych najbardziej rozruszał publiczność, co do tego nie mam żadnych wątpliwości.

Oto najlepsze albumy w dorobku Deep Purple [TOP5]: 
Czytaj dalej
Podobne wiadomości
Najpopularniejsze wiadomości tygodnia