Indie to wyjątkowy gracz w wyścigu kosmicznym
Indie wysłały lądownik na księżycowy biegun głównie ze względu na obecność w tym miejscu wodnego lodu - przypomina w rozmowie z PAP Łukasz Wilczyński, prezes Europejskiej Fundacji Kosmicznej. Dodaje, że ten kraj to wyjątkowy gracz w wyścigu kosmicznym, bo doskonale współpracuje zarówno z Bliskim Wschodem, jak i z NASA i ESA.
Jak podała w środę Indyjska Agencja Kosmiczna, lądownik Vikram misji Chandrayaan-3 wylądował w okolicach południowego bieguna Księżyca ok. godz. 18:03 czasu lokalnego (14:33 w Polsce). To pierwsze w historii miękkie lądowanie w okolicach południowego bieguna Księżyca, niezbadanego terytorium, które według naukowców może zawierać kluczowe dla życia zasoby zamarzniętej wody i cennych pierwiastków. Misja łazika potrwa ok. 14 dni.
Jak wskazuje Łukasz Wilczyński, lód, którego obecność na księżycowym biegunie już potwierdzono, to jeden z najcenniejszych zasobów w kosmosie. Można z niego uzyskać tlen i wodór stosowany jako paliwo. „Z wody można uzyskać zasoby absolutnie niezbędne do budowy księżycowej bazy, czy też, w przyszłości – ludzkiego osiedla. Jest więc on kluczowy także z punktu widzenia programu Artemis, w ramach którego na Księżycu ponownie mają stanąć ludzie" – podkreśla rozmówca PAP.
Biegun stawia jednak lądownikom szczególne wyzwania. „Pierwsza rzecz to ukształtowanie terenu. Lądownik musi jednak wykonać także skomplikowane manewry, zanim zacznie zbliżać się do powierzchni. W relacji na żywo, po oklaskach można było rozpoznać sukcesy kolejnych elementów całej sekwencji. Jak powiedział były prezes Indyjskiej Organizacji Badań Kosmicznych, zespół odpowiedzialny za misję wyciągnął wnioski z własnych, wcześniejszych błędów, a także z porażek innych zespołów. Do tego liczne systemy lądownika Vikram były wielokrotnie zdublowane, tak aby nic nie zawiodło" – mówi ekspert.
W grę wchodzi także czynnik ludzki. „Inżynierowie, którzy odpowiadają teraz za lądowania na Księżycu, musieli się wszystkiego uczyć od nowa. W czasach misji Apollo byli jeszcze dziećmi. Uzyskana wtedy wiedza nie była przekazywana następnym pokoleniom, ponieważ nie było kolejnych księżycowych misji" – zwraca uwagę Łukasz Wilczyński.
Po ogłoszonym sukcesie emocje jednak nie opadły.„Pamiętajmy, że lądowanie to dopiero początkowy etap misji, choć chyba najwrażliwszy. W kolejnym etapie łazik ma odłączyć się od lądownika i nawiązać łączność z orbiterem. Potem rozpoczną badania" – podkreśla prezes Fundacji. Tymczasem Indie mają duże ambicje – mówią nawet o przyszłych lotach załogowych.
„Samodzielne wysłanie przez Indie człowieka na Księżyc nie miałoby sensu, bo taki astronauta mógłby trochę się po Srebrnym Globie pospacerować i wrócić, podobnie jak to się działo w misjach Apollo. To nie miałoby praktycznie żadnej wartości naukowej czy ekonomicznej. Myślę jednak, że Indie mają szansę wysłać na Księżyc astronautę w ramach programu Artemis, do którego już dołączyli. Ten kraj to wyjątkowy gracz w obecnym wyścigu kosmicznym. Indie doskonale współpracują zarówno z Bliskim Wschodem, jak i z NASA i ESA. Wysyłały już orbiter Mangalyaan na Marsa, kolejny planują wysłać na Wenus. Mocno inwestują też w sektor prywatny. Indie działają w sposób bardzo przemyślany" – mówi Wilczyński.
A przy tym indyjskie programy są realizowane w ramach stosunkowo niewielkiego budżetu. „Misja Chandrayaan-3 kosztowała zaledwie 74 mln USD. Jak ktoś niedawno zwrócił uwagę, to połowa budżetu filmu 'Barbie'. Marsjański orbiter kosztował 75 mln dol. Wszyscy się dziwili, jak można tego dokonać przy tak niskiej kwocie" – podkreśla ekspert.
Warto podkreślić, że także Polska ma szansę wysłać sondę w kierunku Księżyca, choć mowa o orbiterze, a nie lądowniku.„Taka misja planowana jest na 2030 rok. Nie wiadomo, czy będzie w pełni polska, ale chcemy, aby w niej uczestniczyło jak najwięcej krajowych firm. Próbnik ma badać księżycowe morza, m.in. pod kątem ewentualnych zasobów dla przyszłego kosmicznego górnictwa" – informuje Łukasz Wilczyński.
Te wszystkie działania przybliżają nas do praktycznego i szerokiego wykorzystania Księżyca.„Nie chodzi o prestiż. Z jednej strony to kierunek dalszej ekspansji ludzkości – poza Ziemię. Druga rzecz to księżycowe surowce, takie jak hel-3. Tego typu misje gwarantują też zwrot technologii i pieniędzy. Po programie Apollo powstało mnóstwo nowych technologii. Artemis przyniesie ich dużo więcej, choćby ze względu na samą liczbę zaangażowanych w ten program krajów".