Dziś mija 80. rocznica rodzinnego dramatu Santor: Jaś nie ma ...
Powstanie Warszawskie wybuchło 1 sierpnia 1944 r. Mieszkańcy stolicy przez 63 dni dzielnie walczyli o swoje miasto. 13. dzień powstania przeszedł do historii za sprawą wybuchu czołu, który pochłonął setki ofiar, w tym tych najmłodszych.
Irena Santor nie jest rodowitą warszawianką. Wychowała się w Solcu Kujawskim niedaleko Bydgoszczy. Potem mieszkała w Polanicy-Zdroju. Rodzinne strony opuściła w 1951 r., kiedy zaczęła się jej przygoda z Zespołem Pieśni i Tańca "Mazowsze". W zespole poznała swojego męża Stanisława Santora. To właśnie on opowiedział jej o powstaniu i rodzinnym dramacie.
— Ja o Powstaniu Warszawskim dowiedziałam się wszystkiego dopiero w czasie mojego małżeństwa. W rodzinnym Solcu Kujawskim pod Bydgoszczą nikt nie mówił, nikt nie wiedział o powstaniu — mówi nam Santor.
Dla rodziny Santorów jednym z tragiczniejszych dni był 13 sierpnia 1944 r. — Wtedy zginął brat mojego męża. Jaś Santor miał tylko 12 lat, zginął na wysadzonym przez Niemców czołgu u zbiegu ulic Długiej i Podwala — opowiada nam piosenkarka.
Kontrolowany przez Niemców czołg pułapka wypełniony był po brzegi ładunkami wybuchowymi, eksplodował chwilę po tym, gdy Polacy myśleli, że go zdobyli.
Choć kapitan Ludwik Gawrych "Gustaw" przeczuwał, że to może być prowokacja, grupa powstańców nie bacząc na jego rozkazy, zabrała maszynę. Przejechali nią zaledwie kilkaset metrów. Czołg eksplodował, zabijając 300 osób i niszcząc znajdujące się w pobliżu budynki.
– Jaś wspólnie z kolegami wskoczył na zdobyty przez powstańców czołg. I w tym momencie doszło do wybuchu — mówi Santor.
Dramatyczną sytuację widziała siostra Jasia — Mirosława, która też walczyła w powstaniu pod pseudonimem Mira. Była łączniczką Armii Krajowej Grupy "Północ" i zgrupowania "Róg" batalionu "Bończa".
— Ona zdążyła tylko krzyknąć: "Jaś, mama cię woła, wracaj do domu"... Sama nie zginęła, bo siła wybuchu odrzuciła ją. Jaśko nie ma swojego grobu, ma tylko napis na grobie w kwaterze powstańców na Woli — mówi Irena Santor, która dziś mieszka w Warszawie na terenie byłego getta.
Piosenkarka wciąż pamięta o tym wydarzeniu.— Każde wyjście z domu przypomina mi o tym, co spotkało stolicę i jej mieszkańców, ślady tej tragedii widzę na każdej ulicy — kończy piosenkarka.
Irena Santor wysłuchała nowego hitu Moniki Brodki: Szkoda, że...
Irena Santor usłyszała w Opolu Annę Marię Jopek. "Pomyślałam córciu..."