Kaczyński chce znowu znokautować PO. Wpadł na pomysł ...
PiS przyzwyczaił się do posiadania dużych środków i przylgnęło do tej partii bardzo wielu ludzi, kiedy partia była przy władzy i miała dużo pieniędzy. Władzy już nie ma, pieniędzy może za chwilę też nie mieć. A to sprawi, że Prawo i Sprawiedliwość nagle się zacznie kurczyć – mówi Salonowi 24 prof. Antoni Dudek, politolog i historyk, UKSW.
Coraz więcej wskazuje na to, że Prawo i Sprawiedliwość straci subwencję z budżetu państwa. Czy będzie to cios nokautujący, czy jednak największa partia opozycyjna przetrwa ten kryzys?
Prof. Antoni Dudek:
Przetrwa, ale to będzie bardzo kosztowne. Dlatego, że ta partia jednak się przyzwyczaiła przez ostatnie lata do posiadania dużych środków i przylgnęło do niej bardzo wielu ludzi, którzy po prostu nie mieli problemu z byciem z tą partią, kiedy była przy władzy i miała dużo pieniędzy. Władzy już nie ma, pieniędzy może za chwilę też nie mieć. A to sprawi, że Prawo i Sprawiedliwość nagle się zacznie kurczyć. To jest proces, który nie dotyczy tylko PiS-u, on jest uniwersalny.Pamiętajmy też, że przed tą partią realizacja kolejnego bardzo kosztownego pomysłu prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Chodzi o wylansowanie słabo rozpoznawalnego kandydata na prezydenta. Lider PiS uważa, że ten najbardziej rozpoznawalny, czyli Mateusz Morawiecki nie da rady zwyciężyć w drugiej turze, w starciu z kandydatem Koalicji Obywatelskiej. Więc będzie próba powtórzenia wariantu z Andrzejem Dudą, który będąc politykiem drugiego szeregu, pokonał w 2015 roku urzędującego prezydenta, Bronisława Komorowskiego.
Tyle że przekonanie Polaków, że Tobiasz Bocheński, czy inny nie tak rozpoznawalny polityk jest znakomitym kandydatem na prezydenta, będzie bardzo trudne. I będzie wymagało ogromnych kosztów finansowych. Więc jeśli dojdzie do obcięcia środków, PiS będzie mieć ogromny problem. Bo trzeba będzie zrobić olbrzymie cięcia w różnych obszarach działalności partii, żeby właśnie przeznaczyć ostatnie zaskórniaki na kampanię prezydencką. PiS czekają więc poważne problemy i turbulencje. Nie sądzę też jednak, żeby to oznaczało, że partia ta nagle zniknie. Bez przesady – PiS ma swoją określoną tożsamość i dopóki prezes jest w stanie kierować partią, to będzie ona trwała. Z tym że będzie dużo słabsza.
Strategia wylansowania nieznanego kandydata na prezydenta sprawdziła się w 2015 roku. Dziś jest jednak zupełnie inna sytuacja. Wtedy PiS był 8 lat w opozycji, społeczeństwo było bardzo zmęczone rządami PO. W dodatku Bronisław Komorowski, choć był popularny i pewny wygranej, popełnił masę błędów, zaliczył spektakularne wpadki. Teraz to PiS jest po 8 latach rządzenia, w pałacu od prawie dekady zasiada Andrzej Duda. "Duda bis" nawet ze zdolnościami wybitnego męża stanu będzie mieć mocno pod górkę...
Tak, całkowicie się z tym zgadzam, natomiast prezes Kaczyński ma inną diagnozę i moim zdaniem jego punkt widzenia jest taki, że PiS musi jak najszybciej wrócić do władzy. A jedynym sposobem, by to uzyskać, jest wygranie wyborów prezydenckich. Nie wystarczy samo wejście kandydata do drugiej tury, bo wtedy można by wystawić Morawieckiego, który wprawdzie by przegrał, ale w drugiej turze by się znalazł. Prezes chce znowu znokautować PO. Szuka na to sposobu i wpadł na pomysł wariantu z „Dudą bis”.
Oczywiście prezes jest świadom niekorzystnych uwarunkowań, zakłada jednak, że wiosną przyszłego roku w pełni objawi się niezadowolenie z działań rządu, bo wtedy minie już półtora roku od inauguracji. Jakichś oszołamiających sukcesów w rządzeniu nie ma, a być może pojawią się jakieś jeszcze większe problemy związane choćby z energetyką i innymi tego typu krytycznymi obszarami. Jarosław Kaczyński liczy na to, że to niezadowolenie wobec rządu zmaterializuje się w postaci głosowania przeciwko kandydatowi obozu rządzącego, czyli zapewne Rafałowi Trzaskowskiemu. Tak było z Andrzejem Dudą w roku 2015, gdy tak naprawdę głosowano bardziej przeciwko Komorowskiemu niż za kandydatem PiS.
Tylko czy tym razem może to zagrać ponownie?
Wątpię. Myślę, że Jarosław Kaczyński nie docenia skali negatywnych emocji, jakie wywołały jego rządy przez 8 lat. Moim zdaniem ta fala negatywnych emocji nie minie jeszcze w przyszłym roku. Natomiast wybory prezydenckie są tak nieprzewidywalne, że tu się może mnóstwo rzeczy wydarzyć. Tego nas uczy nie tylko doświadczenie roku 2015. Pamiętamy też przecież, jak gwałtownie zmieniała się sytuacja w roku 2020. Więc Jarosław Kaczyński nie stoi tu na całkiem straconej pozycji, ale pozycja ta jest bardzo trudna. I choć nie wierzę specjalnie w to, że ktoś z PiS-u jest w stanie wygrać przyszłoroczne wybory prezydenckie, mogę się mylić.
Mnie bardziej interesuje co innego: czy nastąpi kolejne umocnienie PO-PiS-u, czy też ten układ zacznie słabnąć. Bo jeżeli w drugiej turze spotka się kandydat PiS-u z kandydatem PO, będzie to oznaczało, że duopol ma się dalej dobrze bez względu na wynik. Pytanie, czy tak będzie, czy może jednak nastąpi jakieś rozszczelnienie po którejkolwiek ze stron, jest dla mnie najciekawsze.
Patrząc od tej strony ciekawa była sytuacja z wyborów na prezydenta Krakowa, gdzie do drugiej tury obok kandydata PO, wszedł Łukasz Gibała. Polityk liberalny, niegdyś z PO i Ruchu Palikota. A jednak o mało nie wygrał, bo elektorat PiS-u w drugiej turze głosował masowo przeciwko kandydatowi PO. Czy paradoksalnie najlepszym rozwiązaniem ze strony PiS byłoby ciche wsparcie kandydata niezależnego, nawet niekojarzonego z prawicą, bo miałby szansę na przekonanie do siebie szerszej grupy wyborców?
Są dwa powody, dla których PiS na takie rozwiązanie nie pójdzie, każdy jest chyba wystarczający. Pierwszy, najważniejszy, jest taki, że prezes Jarosław Kaczyński nie ma zaufania do ludzi spoza PiS-u. I to taką osobę, nawet z szansami, ale spoza partii, dyskwalifikuje. Po drugie, taki kandydat, w razie zostania prezydentem, mógłby się później urwać prezesowi. Andrzej Duda niewiele razy prezentował niezależność, ale i tak prezes był wtedy bardzo niezadowolony. Więc scenariusz z kandydatem spoza partii po prostu nie wchodzi w grę. Inaczej mówiąc, taki kandydat niezależny mógłby być zbyt niezależny z punktu widzenia prezesa.
Wszystkie te nazwiska, o których się mówi, to są ludzie, którzy PiS-owi zawdzięczają całą karierę. To oczywiście nie daje 100 proc. gwarancji, że się nie zaczną usamodzielniać, jednak skoro wszystko zawdzięczają partii, jest to mniej prawdopodobne. Atutem tych ludzi ma być zresztą nie niezależność, ale fakt, że są mniej zużyci niż były premier Mateusz Morawiecki.
Wariant, w którym PiS wystawia nieznanego działacza partyjnego, jest Pana zdaniem już przesądzony?
Najbardziej prawdopodobny, choć jest jeszcze jeden aspekt, który teraz PiS będzie musiał brać pod uwagę. Chodzi o argument finansowy. Jeśli subwencja zostanie obcięta, a moim zdaniem tak się stanie, to, jak wspomniałem, wylansowanie kogoś mniej znanego, będzie bardzo kosztowne. I Mateusz Morawiecki może przyjść i powiedzieć, „słuchajcie, może nie do końca jesteście do mnie przekonani, ale ja tu mam ileś milionów na moją kampanię prezydencką. To co, poprzecie mnie, czy będziecie te resztki z waszych zaskórniaków wyciągać?”. I wtedy nagle do prezesa mogą zacząć przychodzić różni działacze, przekonujący, że Morawiecki na pewno wejdzie do drugiej tury, tam może mu się uda, a skoro daje tyle pieniędzy na kampanię, to może jednak warto zagrać bardziej pragmatycznie, niż lansować kogoś zupełnie od zera. Myślę, że Morawiecki na to bardzo ostro gra i to jest pytanie, ile tak naprawdę będzie w stanie wyłożyć tych pieniędzy na swoją kampanię.
Donald Tusk twardo zaprzecza, że miałby startować w wyborach prezydenckich. Jednak na przykład Marek Sawicki z PSL twierdzi, że to blef, premier wystartuje. Czy faktycznie Tusk może wystartować i czy miałby większe szanse na wygranie prezydenckiego wyścigu niż prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski?
Donald Tusk ma mniejsze szanse niż Rafał Trzaskowski - to jest główny powód, dla którego scenariusz ze startem premiera w przyszłorocznych wyborach na dzisiaj nie jest poważnie rozpatrywany. Natomiast, oczywiście, jeśli Trzaskowskiemu przydarzy się w ciągu najbliższych miesięcy jakaś katastrofa wizerunkowa, to wiele może się zmienić. Na razie widzimy, że ewidentnie Platforma będzie starała się przeczekać PiS i jak najpóźniej ogłosić nazwisko kandydata na prezydenta. Szczególnie że w największej partii opozycyjnej panuje przekonanie, że Sawicki ma rację i Tusk będzie kandydował, że to wszystko jest kolejną diaboliczną grą lidera KO, który w ostatniej chwili usunie Trzaskowskiego i sam się wystawi. W związku z tym liderzy PiS są zdania, że trzeba wyprofilować takiego kandydata, który byłby anty-Tuskiem. Tyle że najpierw Tusk musi oficjalnie zadeklarować, że startuje. A ten robi na złość PiS-owi i mówi, że nie będzie kandydował.
Teraz jest pytanie, czy Jarosław Kaczyński będzie czekał z ogłoszeniem swojego kandydata na prezydenta do czasu, gdy zrobi to PO, a więc być może nawet do grudnia, bo ostatnio coś mówiono, że dopiero w grudniu KO ogłosi kandydata wyborach prezydenckich. Czy może jednak PiS ogłosi nazwisko z okazji święta 11 listopada tak, jak to było z Dudą. Tego nikt nie wie, to Kaczyński podejmie ostateczną decyzję. Natomiast, jak powiedziałem, poważnie rozpatrywałbym kandydaturę Tuska tylko w sytuacji jakiejś dramatycznej, wizerunkowej porażki Rafała Trzaskowskiego i w związku z tym z załamaniem jego notowań. W takiej sytuacji rzeczywiście numerem 2 jest Tusk, bo Radosław Sikorski ma moim zdaniem jeszcze mniejsze szanse, choć bardzo chce kandydować, czego nawet specjalnie nie ukrywa.
Z kolei scenariusza z jakąś wizerunkową katastrofą prezydenta stolicy nie uważam za realny. Trzaskowski ma tak niewyobrażalne szczęście, które się objawiło przy okazji wyborów prezydenckich w Warszawie, że nie wiem, co by się tu musiało wydarzyć, żeby nagle się jego notowania załamały. Chociaż wygląda już na mocno zmęczonego i myślę, że to zmęczenie bardzo mu da w kość w ostatniej fazie kampanii w przyszłym roku. Na to chyba też liczy Jarosław Kaczyński. Ma nadzieję, że ten młody wilk spragniony sukcesu będzie po prostu Trzaskowskiego obgryzał z wszystkich stron.
Z tym że poza Przemysławem Czarnkiem to ja nie widzę żadnego takiego zawodnika, który mógłby być fighterem. Z drugiej strony on z kolei odstraszyłby centrowy elektorat. To jest kwadratura koła i prezes PiS nie ma innego wyjścia. Po prostu atmosfera ogólna nie jest tym razem po stronie PiS-u i do wiosny przyszłego roku chyba się to nie zmieni.
Na zdjęciu Jarosław Kaczyński, fot. PAP/Paweł Supernak