Chętnie rozmawiam o sztuce podczas wizyty
Pacjenci, na szczęście, mnie nie rozpoznają. Schorzenia neurologiczne budzą duży lęk i chorzy w stresie nie mają głowy do interesowania się prywatnymi sprawami swojego lekarza – mówi Kuba Sienkiewicz, lider zespołu Elektryczne Gitary, który od lat karierę muzyczną łączy z pracą neurologa.
Kuba Sienkiewicz. Fot. Adrian Grycuk, CC BY-SA 3.0 PL, via Wikimedia Commons
Iza Komendołowicz: Wciąż jest Pan lekarzem na pełen etat?
Kuba Sienkiewicz: Mam własną praktykę lekarską – jestem na samozatrudnieniu. Od bieżącego roku stopniowo ograniczam jej zakres. Zakończyłem swoją 20-letnią współpracę z Fundacją „Żyć z Chorobą Parkinsona”. Niedługo kończę też 38-letnią pracę w szpitalu, zatem nie będzie mnie już w publicznej ochronie zdrowia. Od przyszłego roku zostawię sobie tylko dwa prywatne gabinety. Chcę się skupić na swojej piosence autorskiej.
W Pana życiu pierwsza była medycyna czy muzyka?
Najpierw zostałem lekarzem, a dopiero po kilku latach, w 1990 roku, publicznie człowiekiem estrady. Wcześniej interesowałem się muzyką jako meloman. Od czasów liceum szczególnie upodobałem sobie piosenkę jako formę artystyczną wyrażania siebie i opisywania świata. Z tego wzięła się własna twórczość.
Po raz pierwszy swoje utwory zaprezentowałem przed dużą widownią w roku 1981, podczas studenckich strajków okupacyjnych na Akademii Medycznej. Była to idealna okazja, aby przed przychylną widownią wielokrotnie wykonywać swój repertuar. Wtedy był wielki głód kultury niezależnej. Okazało się, że nagrania z moimi piosenkami były spontanicznie kopiowane. Dzięki temu występowałem trochę w latach 80. w drugim obiegu. Uważałem to tylko za przygodę i nie wiązałem swojej przyszłości z regularnymi występami. W roku 1989 moi koledzy namówili mnie, żeby utwory, które zebrały mi się w szufladzie, jakoś wydać, zaprezentować światu, a najlepiej zrobić to w formie bigbitowej. I tak powstały Elektryczne Gitary.
Dlaczego w ogóle poszedł Pan na medycynę?
Mocno zadziałał na mnie przykład mojej mamy, która była wybitnym psychiatrą. Obserwowałem ją podczas pracy, nawet jeździłem z nią na dyżury, kiedy nie miała co ze mną zrobić, nocowałem z nią razem w Tworkach (Maria Sienkiewicz była ordynatorem jednego z oddziałów szpitala psychiatrycznego w Tworkach – red.), szedłem na obchody, przyglądałem się również pracy ambulatoryjnej. Myślę, że zaimponowała mi swoim podejściem do chorych i pewnie to odezwało się później u mnie przy wyborze zawodu.
Przez całe swoje dorosłe życie był Pan „dwuzawodowcem”, lekarzem i artystą. Czy pacjenci traktowali poważnie lekarza, który występuje na scenie? A z drugiej strony, czy koledzy artyści oczekiwali od Pana porad lekarskich?
Pomagam chętnie koleżankom i kolegom artystom, jak tylko potrafię. Pacjenci, na szczęście, mnie nie rozpoznają. Schorzenia neurologiczne budzą duży lęk i chorzy w stresie nie mają głowy do interesowania się prywatnymi sprawami swojego lekarza. Traktują mnie jak każdego innego neurologa.
Trudno się do Pana dostać.
Przyznaję, że kolejkę mam długą prawie na rok. Oczywiście zdarza się, że pacjenci podejmują temat mojej działalności estradowej, ale ostatnio bardziej chwalą moje dzieci. Chętnie rozmawiam o sztuce podczas wizyty, bo taki nieformalny kontakt i trochę luzu wobec nieprzyjemnych spraw zdrowotnych jest chorym potrzebne.
Był taki czas, wcale niekrótki w Pana karierze artystycznej, kiedy cieszył się Pan ogromną popularnością. Jak Pan łączył koncerty z pracą lekarską i z życiem?
To był obłęd i nikomu tego nie polecam. Dawałem radę, bo byłem młody i zdrowy. Poza tym pracowałem kompulsywnie, uciekając od problemów osobistych. Dydaktyka, działalność usługowa i naukowa plus estrada dawały się z trudem pogodzić przez pierwsze dziesięć lat. Nie umiałem skończyć z graniem, dlatego z bólem rezygnowałem z pracy naukowej i szpitalnej. Właściwie dopiero przez ostatnie dziesięć lat złapałem równowagę – ogarniam pracę jedną i drugą. Mam około pięćdziesiąt koncertów rocznie. To pozwala jeszcze na wykonywanie drugiego zawodu.
Nigdy Pan nie chciał zrezygnować z pracy lekarza?
Nie. Praktyka lekarska jest psychicznie bardzo nagradzająca i trudno się z nią rozstać, ciężko odpuścić ten kawałek życia.
Rozmawiała Iza Komendołowicz
Jakub (Kuba) Sienkiewicz – muzyk rockowy, wokalista, gitarzysta i autor tekstów. A poza karierą muzyczną – neurolog z doktoratem. Pierwsze piosenki pisał już w okresie liceum, później, będąc na studiach na Akademii Medycznej w Warszawie, założył swój pierwszy zespół. W latach 80. grał koncerty, m.in. na strajkach studenckich. W 1990 r. założył zespół Elektryczne Gitary, z którym wylansował wiele przebojów i sprzedał ponad 1 mln płyt. Poza działalnością w zespole nagrywa i występuje solowo. Napisał także muzykę do kilku seriali i filmów, m.in. do „Kilera” i „Kiler-ów 2-ów” oraz „Kariery Nikosia Dyzmy”. 8 listopada ukazał się jego najnowszy solowy album „Pani Bóg”. Jest ojcem sześciorga dzieci. Jego syn Jacek i córka Kasia współtworzą folk-popowy zespół Kwiat Jabłoni. Jest bratankiem aktorki Krystyny Sienkiewiecz. Ma 63 lata.