Jerzego Kuleja poznajmy tu w momencie, gdy wchodzi na pięściarski Olimp — zdobywa złoto olimpijskie w Tokio. Do kraju wraca jako bohater narodowy — w glorii, chwale i blasku fleszy. Tak zaczyna się najbardziej dynamiczny okres w jego karierze, związany z przygotowaniami do kolejnych igrzysk — w Meksyku, ale także wieloma zawirowaniami w życiu poza ringiem.
Bo oprócz samego wglądu w świat polskiego sportu lat 60., bezwzględnie sterowany przez komunistyczny aparat państwa i polityczne konszachty, dostajemy tutaj przede wszystkim pełnokrwisty romans.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Żuławski wraz ze scenarzystą Rafałem Lipskim nie zapominają bowiem o żonie pięściarza, Helenie, i wyciągają ją z cienia legendy męża.
— Oni wszyscy czegoś ode mnie chcą. Tylko że to nigdy nie chodzi o mnie, tylko zawsze o ciebie. A ja chcę mieć swoje problemy, nie twoje! — wyrzuca mężowi w pewnym momencie filmu Helena.
Odpychający karnawał przemocy. Ten film budzi mój sprzeciwZresztą, twórcy "Kuleja" już podtytułem sugerują, że ta historia ma dwa oblicza, które nie mogą bez siebie istnieć. Bo zrozumieć fenomenu, jakim był Jerzy Kulej, bez poznania losów Heleny po prostu się nie da. Żuławski i Lipski przekonują więc, że to żona poprowadziła narwanego, narcystycznego chłopaka, skorego do bitki, flirtu i miłującego gorzałę, w kierunku sportowych wyżyn. I gdyby nie Helena — jej wytrwałość, troskliwość i wstawiennictwo u decydentów — Jerzy, zamiast walczyć o medale, skończyłby za kratami lub na ulicy.
Na pierwszym planie jest więc w "Kuleju" historia burzliwego związku — z płomienną namiętnością (wyrażaną kapitalnymi scenami tańca), dużą dozą wyrozumiałości, ale i chorobliwą zazdrością oraz brzemiennymi w skutkach zdradami i ekscesami.
Grzegorz Press, Watchout Studio / Next Film
Tomasz Włosok i Michalina Olszańska w filmie "Kulej. Dwie strony medalu"
Udany to film, choć zdecydowanie za długi — z czasem wytraca pewien wigor i łapie zadyszkę, traci koncentrację i gubi z oczu — podobnie zresztą jak często sam Kulej — ostateczny cel. Film Żuławskiego staje się też w pewnym sensie zakładnikiem opowiadanej przez siebie historii i sztafażu, który przyjmuje — stawka niby jest, ale znamy jej finał, więc nigdy nie pozwala nam się martwić o bohaterów. Problemy z alkoholem, bolesne zdrady i awantury — to wszystko też jest, z tym że opowiadane anegdotycznie, a nie jako pełnokrwisty dramat.
"Weź apap i idź do kościoła". Tak cierpią setki kobiet — w milczeniuWówczas film ratują aktorzy. Tomasz Włosok jako Jerzy Kulej co prawda, w moim odczuciu, balansuje na granicy przerysowania, ale ostatecznie udaje mu się tej linii nie przekraczać. Ma potrzebny wdzięk i urok, by przybliżyć nam postać charyzmatycznego łobuza, któremu wybacza się więcej. Świetnie wypada zwłaszcza Michalina Olszańska w roli Heleny, która próbuje odzyskać prawo do samostanowienia w trudnych peerelowskich czasach.
Dobrze dobrany jest drugi plan — Andrzej Chyra w roli przybranego ojca Kuleja, trenera Papy Stamma, jak i Tomasz Kot w roli szwarccharakteru, pułkownika Sikorskiego. Moje serce skradł jednak duet Konrad Eleryk i Bartosz Gelner. Ta dwójka warszawskich cwaniaczków, przyjaciół "Jureczka" z ulicy, swoiste comic relief tego filmu aż prosi się o film poświęcony wyłącznie ich perypetiom.
Krzyk wołający Polaków o opamiętanie. "Będziecie przepraszać"W Gdyni film przyjęto bardzo ciepło — po seansie oklaski były energiczne i zaskakująco długie. To pozwala przewidywać, że w kinach "Kulej. Dwie strony medalu" może być hitem.
"Kulej. Dwie strony medalu" bierze udział w Konkursie Głównym festiwalu w Gdyni.