Miał być odlot, skończyło się katastrofą. Premiera Microsoft Flight ...
Microsoft Flight Simulator wydaje się być projektem bardziej wizerunkowym niż komercyjnym. Trudno go nawet nazwać grą wideo, z uwagi na poziom skomplikowania i formę oferowanej rozrywki. To pokaz siły technologii chmury i sztucznej inteligencji, czyli jednych z najważniejszych kompetencji jednej z największych firm na świecie. A skoro tak, to należy się komentarz: ups.
mniej niż minutę temu
Microsoft Flight Simulator, począwszy od edycji 2020, to z punktu widzenia technicznego coś absolutnie niezwykłego. Wprowadził innowacyjne rozwiązania, wykorzystując technologię chmury oraz sztuczną inteligencję do tworzenia realistycznego środowiska symulacji lotu. Jednym z kluczowych elementów jest integracja z danymi satelitarnymi i mapami Bing, które są przesyłane strumieniowo z chmury. Pozwala to na odwzorowanie niemal całej powierzchni Ziemi w wysokiej rozdzielczości, bez konieczności przechowywania ogromnych ilości danych na lokalnym dysku użytkownika.
Sztuczna inteligencja odgrywa znaczącą rolę w procedurach generowania terenu i obiektów. Algorytmy AI analizują dane fotograficzne oraz topograficzne, aby tworzyć trójwymiarowe modele budynków, roślinności i innych elementów krajobrazu. Dzięki temu możliwe jest dokładne odtworzenie nawet tych obszarów, które nie są szczegółowo zmapowane, poprzez procedury symulujące rzeczywiste struktury na podstawie dostępnych informacji.
Kolejnym innowacyjnym zastosowaniem jest symulacja warunków pogodowych w czasie rzeczywistym. Microsoft Flight Simulator korzysta z globalnych danych meteorologicznych, aktualizowanych na bieżąco przez chmurę. Sztuczna inteligencja przetwarza te dane, aby generować dynamiczne i realistyczne zjawiska atmosferyczne, takie jak opady, wiatr czy formacje chmur, co wpływa na dokładność i realizm symulowanych lotów.
Technologia chmurowa umożliwia również implementację rzeczywistego ruchu lotniczego. Symulator pobiera aktualne informacje o pozycjach samolotów na niebie i integruje je z wirtualnym światem. Sztuczna inteligencja zarządza zachowaniem tych jednostek, uwzględniając procedury lotnicze i interakcje z użytkownikiem, co tworzy bardziej immersyjne doświadczenie.
Wreszcie wykorzystanie chmury i AI pozwala na ciągłe aktualizacje i ulepszanie symulatora bez potrzeby ręcznej interwencji użytkownika. Poprzez analizę danych zebranych od społeczności graczy, system może optymalizować wydajność i wprowadzać poprawki do modelu świata. Takie podejście zapewnia, że symulator pozostaje aktualny i dostosowuje się do zmieniających się warunków oraz oczekiwań użytkowników.
Microsoft Flight Simulator to gigantyczny projekt dla niszowej grupy docelowej. To produkt z gatunku patrzcie jakie cuda potrafimy. Tymczasem Microsoft wpadł we własne sidła
Microsoft niedługo po premierze Flight Simulatora 2020 publikował wiele liczb sugerujących jego ogromną popularność. Liczby te prawdopodobnie stanowiły jednak swoistą nadinterpretację rzeczywistości. Produkt w podstawowej wersji dostępny był bez opłat dla abonentów usług Microsoft Game Pass, a że jego oprawa graficzna robiła (i nadal robi) ogromne wrażenie - to mnóstwo osób chciało przelecieć się nad swoim domem w wirtualnym samolocie, po czym nigdy więcej do gry nie wrócić.
Bo nawet gra jest tu określeniem kontrowersyjnym. Co prawda faktycznie Flight Simulatorowi bliżej do gry niż aplikacji, ale w tej grze nie za bardzo są elementy zręcznościowe, fabularne czy jakiekolwiek inne definiujące tę formę rozrywki. Przelot awionetką przez turbulencje może być ekscytującym wirtualnym doświadczeniem - gorzej z rutynowym lotem pasażerskim Warszawa-Berlin, symulowanym oczywiście w czasie rzeczywistym.
To produkt dla pasjonatów awiacji, czyli relatywnie małej grupy docelowej. Tyle że przypadkiem ta została rozpieszczona przygotowaniem potężnej aplikacji w chmurze Azure, która umożliwia graczom zabawę w symulowanym w czasie rzeczywistym prawdziwym świecie o prawdziwej geografii odzwierciedlonej docelowo z dokładnością co do kilku metrów. Microsoft tym samym pokazuje swoją potęgę w cloudzie i AI, czyli na dziś najważniejszych dla korporacji źródeł przychodu.
Tymczasem wczorajsza premiera Microsoft Flight Simulator 2024 się nie odbyła. Znaczy formalnie, jak najbardziej, gra od wczoraj jest dostępna na platformach Xbox (konsola, PC, streaming, Game Pass) i Steam. Tyle że zabawa stała się możliwa dopiero od dzisiejszego poranka i to też w ograniczonej formie. Włączenie gry witało graczy komunikatem o przeciążonych serwerach i konieczności oczekiwania, które nigdy się nie kończyło.
Co poszło nie tak?
Microsoft Flight Simulator 2024 z pewnością nie ma takiego efektu świeżości, jak poprzednia przełomowa technicznie edycja - choć lifting wielu elementów na pewno ucieszy fanów. Tym razem to mile widziana ewolucja zamiast rewolucji. To nie była tak wielka premiera jak edycji 2020. Dlaczego więc serwery mogły mieć problemy?
Flight Simulator 2020 był trudną grą w obsłudze, również z poziomu interfejsu. By móc skorzystać ze wszystkiego co ma do zaoferowania, trzeba było ręcznie pobierać z jej zasobów pakiety World Updates i City Updates, a Flight Simulator Marketplace trudno nazwać najbardziej intuicyjnym z miejsc do kupowania i pobierania dodatkowej nowej zawartości.
Jedną z istotniejszych zmian w edycji 2024 to pozbycie się tych wszystkich tabelek i menedżerów pobierań, gra automatycznie korzysta z najnowszych i najszerszych dostępnych dla gracza zasobów, strumieniując je od razu z chmury. Wygląda na to, że ów mechanizm okazał się problemem, który przeciążył zarezerwowane na premierę zasoby Microsoft Azure.
To prawdopodobnie nie wina chmury Microsoftu, a złego przygotowania jej klienta. Tyle że w tym przypadku klientem też był Microsoft
Właściwie to odpowiedzialne za grę Asobo Studio, które nie jest częścią Microsoftu będąc niezależną firmą - ale pracując nad Flight Simulatorem na rzecz Xbox Game Studios i ściśle współpracując z inżynierami giganta z Redmond. Wydaje się skrajnie wątpliwe, by Azure był za słaby na premierę Microsoft Flight Simulatora 2024, skoro hostuje niezestawialnie poważniejsze systemy zazwyczaj bez problemu. Można teoretyzować, że problemy wynikają z źle zoptymalizowanego kodu sieciowego nowej wersji gry lub z niedoszacowania zainteresowania grą, przez co szybko zabrakło wcześniej zarezerwowanych i ustalonych zasobów Azure.
Tyle że jest tu i druga strona medalu.
Microsoft Flight Simulator 2024 był testowany, w tym częściowo publicznie (w ramach ograniczonych liczbowo i czasowo slotów dla chętnych testerów). Jeżeli to problem w kodzie gry, to dlaczego nie został wykryty na etapie testów? No i dużo ważniejsze pytanie: skoro to wizerunkowa premiera związana z technologiami cloud i AI, w której obie strony reprezentują Microsoft - to dlaczego reakcja nie była błyskawiczna? Dlaczego nie przydzielono większej ilości zasobów Azure na czas kryzysu?
Szczęście w nieszczęściu (z punktu widzenia korporacji z Redmond) dział Xbox dla znacznej części inwestorów jest irytującą fanaberią, która rozprasza uwagę Microsoftu od chmury, rozwiązań biznesowych i sztucznej inteligencji i nie poświęcają mu zbyt dużej uwagi. Katastrofalna premiera Microsoft Flight Simulatora 2024 nie wpłynęła w żaden sposób na akcje firmy, bo kto na Wall Street przejmuje się nudną grą o samolotach na Xboxa.
Tyle że to nie blamaż Xboxa, a blamaż Azure’a, na co akcjonariusze zdają się nie zwracać uwagi. Bez Xboxa Microsoft sobie bez problemu poradzi. Ba, poradzi sobie doskonale nawet bez Windowsa. Ale bez Azure’a? Wysoce wątpliwe. Taka wpadka nie może się więcej powtórzyć, bo z pokazu siły wyszedł pokaz słabości. Na szczęście dla ceny akcji Microsoftu: nikt ważny zdaje się tego nie zauważył.
Maciej Gajewski
mniej niż minutę temu
Najnowsze
Zobacz komentarze