Dla niektórych "pasterka" oznacza jedno. "Chodziło o to, żeby się ...

17 godziny temu
Pasterka

— Jak patrzę na to z perspektywy czasu, ultra przykre wydaje mi się to, że ta "pasterka" była dla nich czymś mega wyczekiwanym, najwspanialszą zabawą na świecie. Nie rozumiem, jak można cieszyć się i przeżywać to, że się upije do nieprzytomności i obudzi z giga kacem — opowiada nam 26-letnia Natasza.

— W liceum było tak, że moi rodzice i rodzice znajomych raczej nie pozwalali nam spotykać się w Wigilię i święta, "bo to czas dla rodziny", więc mówiliśmy im, że idziemy na pasterkę. Jednak naprawdę spotykaliśmy się w pubie — wspomina Małgorzata — Spotykaliśmy się grupą w okolicy lokalnego (wtedy zamarzniętego) zbiornika wodnego i zazwyczaj ktoś starszy przynosił ze sobą jakiś mocniejszy alkohol. Po kilkunastu latach widzę, że to był sposób na odreagowanie wrażeń z kolacji wigilijnej — opowiada 32-letni Jakub W 2017 r. badanie przeprowadzone na zlecenie Centrum Rozwoju Biznesu Sostaric wykazało, że 92,6 proc. Polaków piło alkohol w trakcie świąt Bożego Narodzenia. Jedną z okazji do tego jest noc z 24 na 25 grudnia Więcej artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu

"Kluczowym sygnałem alarmowym jest sytuacja, gdy święta zaczynają być organizowane »pod alkohol«. Jeśli jedynym wyznacznikiem świątecznej atmosfery staje się moment otwarcia butelki, a rozmowy koncentrują się głównie wokół trunków, możemy mówić o problemie. Święta w takiej rodzinie stają się jedynie pretekstem do spożywania alkoholu, co przesłania ich prawdziwe wartości — bliskość, tradycję i wspólnotę" — mówiła w rozmowie z Noizz.pl psychoterapeutka uzależnień Anna Prokop.

Pasterka to w swoim prawowitym znaczeniu uroczysta msza odprawiana w nocy z 24 na 25 grudnia. Jednak zdarza się, że "chodzenie na pasterkę" jest tylko hasłem stającym się okazją do powigilijnego spożycia alkoholu. O doświadczenia z tego typu podejściem zapytaliśmy kilku czytelników Noizza.

Dalsza część tekstu znajduje się pod materiałem wideo.

"Szło się tam, żeby się upodlić"

— Przez większość życia pasterka dla mnie nie istniała. Nie pochodzę z rodziny, w której wiara odgrywa ważną rolę i Wigilia kończyła się zazwyczaj miłym siedzeniem przy winie/herbacie w rodzinnym gronie — opowiada 26-letnia Natasza. — Wszystko zmieniło się, gdy poznałam swojego już byłego chłopaka — dodaje.

Kobieta opisuje, że wspomniany chłopak przyjeżdżał po nią, potem trafiali na wigilię u niego w domu, po czym szli na "pasterkę".

— Było to spotkanie u jednego z jego kumpli, podczas którego wszyscy doprowadzali się do tragicznego stanu. Zawsze byłam zestresowana, gdy mieliśmy tam iść, bo nie jestem osobą, która lubi pić alkohol, a tam się szło, aby się upodlić, leżeć półprzytomnym na kanapie, wymiotować czy robić burdy — opowiada kobieta, dodając, że taka była "tradycja", że "nie idziesz spotkać się, wypić drinka i pogadać, tylko się »skończyć«".

— Jak patrzę na to z perspektywy czasu, ultraprzykre wydaje mi się to, że ta "pasterka" była dla nich czymś mega wyczekiwanym, najwspanialszą zabawą na świecie. Nie rozumiem, jak można cieszyć się i przeżywać to, że się upije do nieprzytomności i obudzi z giga kacem — konkluduje.

"Spotykaliśmy się w pubie"

Inni wspominają w rozmowie z nami, że nawet jeśli nie było to pijaństwo, pasterka również w przeszłości była dla nich okazją do spożywania alkoholu.

— W młodości, kiedy mieliśmy 16-19 lat, chodzenie na "pasterkę" było zwyczajem oznaczającym spotykanie się w gronie znajomych, zazwyczaj w terenie, i pogaduchy przy alkoholu. Nie były to jakieś libacje alkoholowe, ale kulturalne spotkania. Nie miało to nic wspólnego z Kościołem – opowiada Agnieszka.

— W liceum było tak, że moi rodzice i rodzice znajomych raczej nie pozwalali nam spotykać się w Wigilię i święta, "bo to czas dla rodziny", więc mówiliśmy im, że idziemy na pasterkę. Jednak naprawdę spotykaliśmy się w pubie — wspomina Małgorzata.

— W dawnej grupie znajomych, do której należał mój ówczesny chłopak, po kolacji wigilijnej ludzie umawiali się w męskim gronie "na pasterkę", czyli na spotkanie z alkoholem. Szczegółów nie znam, bo mnie nie zabierał — mówi Magdalena.

"Przy stole atmosfera była gęsta"

Natomiast 32-letni Jakub chodzenie na "pasterkę" wspomina jako sposób na poradzenie sobie z przytłaczającą atmosferą świąt.

— Wschodnia część Polski, grupa chłopaków i "przymus" z domu, aby udać się do Kościoła tego dnia, gdzie żaden z nas nie miał wzorca, aby to robić choćby w ramach tradycji. Żaden z nas nie był przekonany do kościoła jako instytucji i robiliśmy wszystko, aby jakkolwiek inaczej spędzić ten czas — opisuje, jak wyglądały u niego święta w dzieciństwie.

— Spotykaliśmy się grupą w okolicy lokalnego (wtedy zamarzniętego) zbiornika wodnego i zazwyczaj ktoś starszy przynosił ze sobą jakiś mocniejszy alkohol. Po kilkunastu latach widzę, że to był sposób na odreagowanie wrażeń z kolacji wigilijnej, gdzie pomimo wspólnego posiłku w większości domów atmosfera była tak gęsta, że można było ciąć ją nożem. Rodzinne zjazdy z argumentem, że "wypada", choć w głębi większość się ze sobą nie lubiła, ani nie szanowała, jeśli chodzi o szczere intencje. Poza domem już tak nie było. Alkohol był jednym z elementów przyciągających na tamten moment — opowiada mężczyzna.

Dodaje, że nakłada się na to także kultura picia w święta. — Wigilia w pierwszej dekadzie XXI w. była dniem abstynencji, więc spora grupa z niecierpliwością czekała na wybicie północy, aby napić się w zgodzie z własnym sumieniem — mówi.

Mężczyzna uważa, że "obserwując dzisiejszą młodzież, wydaję się, że teraz wkracza kultura niepicia". — To bardzo raduje. Ludzie są coraz bardziej świadomi, jak silną truciznę i jak mocny narkotyk mogą kupić legalnie, na każdym rogu — stwierdza Jakub.

Czytaj dalej
Podobne wiadomości
Najpopularniejsze wiadomości tygodnia