Historia jest prosta i warto zaznaczyć, że jest to kino kameralne, a nie wielka produkcja z rozmachem. Dwóch kuzynów, reprezentujących pokolenie Millennialsów, przylatuje do Polski. Na wycieczkę pieniądze dostali od babci, która zmarła i życzyła sobie, aby poznali miejsce jej urodzenia. Babcia była polską Żydówką, więc w tle natychmiast mamy wątek historii polskich żydów i wojny. Tu zresztą jest pierwszy link do biografii Eisenberga, którego to prywatna babcia wymieniana jest jako inspiracja opowieści, a on sam taką podróż odbył kilkanaście lat temu. W czasach, w których na warszawskim Muranowie nie stało jeszcze Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, a Pomnik Bohaterów Getta. Zresztą sam o tym opowiada, żartując, że po latach, gdy przyjechał na plan zdjęciowy to nowy budynek "popsuł" mu lokację wyobrażonej w głowie sceny.
Zobacz również: Co z tą Polską? Jesse Eisenberg w poszukiwaniu korzeni. Złożył obietnicęDave (Jesse Eisenberg) i Benji (Kieran Culkin) w dzieciństwie byli blisko, ale w dorosłym życiu ich drogi się rozeszły. Dave jest ogarniętym ekspertem od reklamy internetowej z rodziną, Benji wyprowadził się na peryferia Nowego Jorku i pomieszkuje u rodziców w piwnicy. Ma ze sobą dużo problemów, które jak zwykle świetnie potrafi zagrać Culkin. W Polsce odbywają wycieczkę na trasie: Warszawa i okolice getta – obóz koncentracyjny (Majdanek) – żydowski cmentarz – Lublin. Wspólna wyprawa z grupą kończy się, gdy kuzyni chcą zobaczyć rodzinny dom babci. Reszta wycieczki jedzie do Zamościa. Z nimi w grupie jest starsze małżeństwo, rozwódka (w tej roli Jennifer Grey) oraz postać Rwandyjczyka. Przeżył ludobójstwo i przeszedł na judaizm. W Polsce chce poznać bliżej wymiar tragedii polskich Żydów oraz zobaczyć obozy koncentracyjne. Po Polsce oprowadza ich egzaltowany Brytyjczyk, który już na początku tłumaczy się, że żydowskich korzeni nie ma.
Agata Grzybowska / mat. prasowe
Jesse Eisenberg na planie filmu "Prawdziwy ból"
Być może się mylę (film widziałam raz), ale mam wrażenie, że przez cały obraz niespecjalnie często pada słowo Holokaust. I ok, możemy założyć, że to obraz dla bardzo świadomego widza, który ma emocjami odbierać, co widzi, bo kontekst jest oczywisty. Grupa chodzi po Warszawie i kto wie ten, wie na co patrzy, czyli jesteśmy np. wokoło getta, jedzą lunch na pl. Grzybowskim, chodzą po parku, pozują na Pomniku Powstania Warszawskiego. Pocztówka goni pocztówkę. W tle trochę żartów, trochę dialogów o życiu. Z jakiegoś powodu taksówka, którą jadą po stolicy to stary Mercedes, a architektura zatrzymała się na styku zaniedbania, a PRL-u.
Zobacz również: Eisenberg i Culkin kontra PKP. Pierwszy zwiastun "Prawdziwego bólu"Potem są sielskie widoczki z Polski, a obóz koncentracyjny został pokazany jak na obrazach Wilhelma Sasnala. W obozie widzimy buty, niebieskie plamy z gazu na ścianach, komory i piece. Cisza zagłady i brak propozycji innego komentarza niż znamy. I tu dostrzegam brak odwagi i próby pracy z tematem. Można mieć też poczucie, że ślizgamy się tylko po powierzchni bez zadawania trudniejszych pytań. Czy te pytania są potrzebne? W Polsce być może już nie, ale patrzę na film jak na produkcję, która objedzie cały świat. I nie wiem, czy zaszyte pewne niedopowiedzenia będą jasne dla publiczności.
Co prawda, Benji próbuje od czasu do czasu wyprowadzić swoich współpodróżników (może także widzów) ze strefy komfortu, ale te wyskoki nie prowadzą nas w żadne znaczące miejsce. Kończą się na truizmach pt. jedziemy pierwszą klasą do obozu koncentracyjnego, a tam ginęli nasi przodkowie. Albo na cmentarzu czepia się, że jest za dużo opowiadania o suchych danych, a za mało "ludzkiego" opowiadania o zmarłych. Zresztą, to rola Culkina pobudza ten film i jest jego najmocniejszym punktem. Znamy go w tej energii, bo ona nie jest bardzo daleko od skomplikowanego Romana z "Sukcesji". Tak jak tam, tak i tu nie radzi sobie z życiem i emocjami.
Z drugiej strony, doceniam to czułe oko w stronę Polski. To nie jest film, który rozliczy nasze przywary, czy nas ośmieszy. Na pewno jednak nie da punktu odniesienia jak nam chodzącym po tej powojennej ziemi tu jest. Bohaterowie nie mają dużego styku z Polakami poza jedną sceną, w której chcą na swój sposób upamiętnić babcię. Po prostu podróżują ze sobą i są w swojej bańce emocji. Na tym poziomie dzieje się najwięcej między głównymi bohaterami. I tu jest dla mnie najmocniejszy punkt filmu – Eissenberg świetnie uchwycił pokoleniowy rozdźwięk, który uderzył w Millenailsów. Pokolenia, które coraz częściej szuka swoich korzeni, tożsamości i rozliczenia pt. "Jak nie idzie w życiu, to może trzeba spojrzeć w drzewo genealogiczne". Czy ten odczuwalny tytułowy ból nie jest czymś, co nas trapi? A może to nie do końca jest nasza wina, a zapisało się w naszym DNA wcześniej? Może po prostu ciągle za nami sunie się pokoleniowa trauma i smutek?
Agata Grzybowska, Searchlight Pictures / mat. prasowe
Jesse Eisenberg na planie filmu "Prawdziwy ból"
Kuzyni podczas wycieczki do Polski szukają jakiegoś linku ze sobą rozliczając swój styl życia, rodzinną hierarchię, a nawet miłość babci. Kto miał z nią lepszy kontakt? Kto o niej wie więcej? A którego bardziej kochała? Kto dostał w genach więcej uroku osobistego, a kto nie potrafi zjednać sobie otoczenia? Jest rywalizacja, ale też troska i próba złapania ze sobą kontaktu na dorosłych zasadach.
Zobacz również: "My mieliśmy szczęście": nadzieja umiera ostatnia [RECENZJA]Na pewno warto iść do kina, aby zderzyć się z postacią i oczami Kierana Culkina. Ostatnia scena to genialne pokazanie wymiaru cierpienia mojego pokolenia. Zawieszonego między tyloma wątkami, że można się pogubić we własnym życiu. I naprawdę zastanawiać, co jest ważne i co ma na nas taki wpływ – skompilowana przeszłość, teraz czy niepewna przyszłość.
PS Muszę jeszcze nadmienić, że w film zaangażowana była polska ekipa, co tylko pomogło. Producentką obrazu jest Ewa Puszczyńska ("Strefa interesów", "Zimna wojna"), autorem zdjęć Michał Dymek ("EO"), scenografką Mela Melak ("Lipstick on the Glass"), kostiumografką Małgorzata Fudala ("The Girl with the Needle").