Recenzja filmu: „Przesilenie zimowe”, reż. Alexander Payne
Dzięki precyzyjnej reżyserii „Przesilenie zimowe” jest opowieścią o tęsknocie za wspólnotą i bliskością.
Niewielu współczesnych reżyserów potrafi portretować sfrustrowanych, bezradnych mężczyzn na życiowych zakrętach tak jak Alexander Payne. Na smutno-zabawnych bohaterów „Spadkobierców”, „Nebraski” czy „Bezdroży” patrzył z czułością i empatią, nie oceniając ich wyborów ani popełnianych błędów. Nie inaczej jest w przypadku „Przesilenia zimowego”, błyskotliwego połączenia świątecznego komediodramatu (naprawdę wielka szkoda, że wchodzi do szerokiej dystrybucji miesiąc po Bożym Narodzeniu) z opowieścią o dojrzewaniu, a zarazem o kryzysie wieku średniego, konflikcie pokoleń i charakterów. Z jednej strony zgorzkniały, powszechnie nielubiany wykładowca historii starożytnej (wybitna rola Paula Giamattiego, niedawno nagrodzona Złotym Globem), z drugiej zbuntowany student (Dominic Sessa), który marzył o wyjeździe do ciepłych krajów, lecz świąteczną przerwę musi spędzić w opustoszałym kampusie szkoły z internatem. Są na siebie skazani, tlący się konflikt ledwo udaje się trzymać pod kontrolą, także dzięki obecności Mary (Da’Vine Joy Randolph, która również zdobyła Złoty Glob), szkolnej kucharki, próbującej poukładać sobie życie po śmierci syna na wojnie w Wietnamie.
Przesilenie zimowe (The Holdovers), reż. Alexander Payne, prod. USA, 133 min
Polityka 5.2024 (3449) z dnia 23.01.2024; Afisz. Premiery; s. 70
Oryginalny tytuł tekstu: "Profesor i buntownik"