"Rodzaje życzliwości": przejąć kontrolę nad własnym życiem ...

10 dni temu

"Rodzaje życzliwości" Yorgosa Lanthimosa to jeden z najgłośniejszych filmów ostatniego festiwalu w Cannes, który rywalizował o Złotą Palmę. Grecki reżyser zrealizował go w czasie przedłużającej się postprodukcji "Biednych istot". Ponownie do współpracy zaprosił Emmę Stone i Willema Dafoe, do których dołączył Jesse Plemons. Cała trójka jest w swoich rolach wybitna.

Rodzaje życzliwości - Figure 1
Zdjęcia Kultura Onet

Z jednej strony "Rodzaje życzliwości" to film niejako korespondujący z opowieścią o Belli Baxter — to również historia ludzi pozbawionych wyboru, którzy próbują wyrwać się z matni obojętności i przejąć kontrolę nad własnym życiem. Z drugiej jednak strony, to dzieło zupełnie odległe od wiktoriańskiej baśni szytej pod Oscary — to szaleńcze, surrealistyczne sny Lanthimosa, snute w rytm przeboju "Sweet Dreams (Are Made of This)" Eurythmics.

No właśnie — sny. Liczba mnoga użyta tu została nieprzypadkowo. "Rodzaje życzliwości" to bowiem ulepiony z nowel tragikomiczny tryptyk — a to zagubiony pracownik korpo, traktujący szefa niczym boga, postanawia oszukać przeznaczenie i się mu sprzeciwić; a to zrozpaczony policjant podejrzewa, że jego dopiero co odnaleziona żona jest w rzeczywistości jej sobowtórem, wysłanym, by go omamić; a to pewna członkini sekty usiłuje odnaleźć dziewczynę ze specjalnymi zdolnościami, której przeznaczeniem jest zostać cudownym przywódcą duchowym.

Atsushi Nishijima / mat. prasowe

Emma Stone w filmie "Rodzaje życzliwości"

Brzmi absurdalnie? Tak. Ale w tym szaleństwie, o dziwo, jest metoda. "Rodzaje życzliwości" to niejako powrót do korzeni Lanthimosa. To kolorowe, prowokacyjne przypowieści o relacjach międzyludzkich i procesie ich wykoślawiania, o potrzebie przynależności i żądzy władzy nad drugim człowiekiem. A to wszystko doprawione ostrą ironią i czarnym humorem (bohater drugiego planu, enigmatyczny pan R.M.F., akurat wśród polskiej publiki wywołuje, niezamierzenie, salwy śmiechu) podlane nieraz wiadrami krwi. Próba przejęcia kontroli nad własnym życiem kończy się bowiem często śmiercią kogoś innego — do czego nawiązuje tytuł filmu.

Osobliwe kino Greka, który zyskał nową, szerszą publikę po oscarowym wyścigu bardziej mainstreamowych "Faworyty" i "Biednych istot", nie każdemu przypadnie do gustu — nawet wśród zaprawionej w bojach publiczności Nowych Horyzontów, gdzie miałem okazję zobaczyć przedpremierowo film, znaleźli się widzowie, którzy postanowili zakończyć seans przed czasem.

Czytaj dalej
Najpopularniejsze wiadomości tygodnia