Pierwszy sezon ?Squid Game" to było zaskoczenie. Drugi to już szok

13 godziny temu
Squid Game 2

"Squid Game" to koreański serial, który przeszedł do historii jako niespodziewany hit. Błyskawicznie stał się najczęściej oglądaną produkcją odcinkową w historii platformy Netflix (330 mln widzów z całego świata spędziło 2,8 mld minut na oglądaniu dziewięciu odcinków krwawych igrzysk). Dostał też 12 nominacji do nagród Emmy i zgarnął sześć statuetek, w tym dla najlepszego reżysera i pierwszoplanowego aktora dramatycznego. Do tego dosłownie popsuł internet w Korei Południowej: firma SK Broadband domagała się wielomilionowego odszkodowania i złożyła przeciwko Netfliksowi pozew, bo ogromne zainteresowanie serialem doprowadziło do przeciążenia sieci, co łączyło się z dodatkowymi kosztami utrzymania i serwisowania infrastruktury (skończyło się na ugodzie i partnerstwie). Zyski z wszystkiego, co jakoś się z produkcją łączyło, rosły jak na drożdżach. Drastycznie wzrosła sprzedaż m.in. użytych w fabule ciasteczek dalgona czy wsuwanych butów, które nosili bohaterowie produkcji. 

Na kolejny sezon czekano więc w napięciu. Kiedy tylko 31 października 2024 roku pokazano pierwsze zwiastuny drugiej serii, Netflix odnotował wzrost oglądalności pierwszego sezonu o 60 proc. Jak dalej pociągnąć fabułę serialu, który okazał się globalnym fenomenem? Presja była ogromna, trudno mi wskazać jakikolwiek bardziej wyczekiwany tytuł niż "Squid Game". Wyszło nawet lepiej niż dobrze. Nie dość, że fabuła naturalnie i swobodnie łączy się z tym, co już tak wiele milionów widzów widziało, to jeszcze podbija stawkę i bardzo sprawnie pracuje na napięciu wywołanym przez liczne i ciągle zaskakujące zwroty akcji. 

Jeśli ktoś nie pamięta fabuły pierwszej serii albo po prostu żył pod kamieniem i jej nie widział, nie musi się przejmować, że nie zrozumie, co i dlaczego dzieje się w nowych odcinkach. Twórcy zadbali, żeby w fabułę otwierającego odcinka wpleść odpowiednio dużo informacji i retrospekcji klarownie tłumaczących motywacje poszczególnych bohaterów. Niemniej przypomnijmy w dużym skrócie, o co chodziło: Na odludną wyspę zwabiona obietnicą niebotycznej fortuny w wysokości 45,6 mld wonów (około 150 mln zł) zostaje grupa 456 osób z ogromnymi długami. By zdobyć główną nagrodę, muszą wygrać serię sześciu dziecięcych gier i zabaw. Haczyk tkwi w tym, że kto przegra, ginie na miejscu. Gracze szybko też przekonują się, że śmierć każdej osoby oznacza, że do wielkiej świnki skarbonki wpada kolejne 100 mln wonów. Im więcej zgonów, tym większa potencjalna nagroda. W interesie hipotetycznego zwycięzcy jest więc, by przeżyło jak najmniej osób. Niemniej mała grupa uczestników postanawia połączyć siły, by sobie nawzajem pomagać. Pomysłodawca serialu Hwang Dong-hyuk napisał scenariusz jeszcze w 2009 roku. Inspiracją były jego własne problemy finansowe i dramatyczne rozwarstwienie społeczne w Korei Południowej, w której różnica pomiędzy najbiedniejszymi i najbogatszymi obywatelami jest ogromna. 

Jak zaczyna się "Squid Game 2"? 

Minęły dwa lata od krwawych rozgrywek na tajemniczej wyspie. Gracz 456 imieniem Gi-hun (Lee Jung-jae) choć wygrał, brzydzi się swojej fortuny i nazywa ją krwawymi pieniędzmi. Przez cały ten czas pracował nad planem zemsty na twórcach okrutnej imprezy, a pieniądze z nagrody wydaje na organizację odwetu. Wyspy, na której odbywają się rozgrywki, też nie przestał szukać detektyw Hwang Jun-ho, który w pierwszej serii zinfiltrował grę jako strażnik, bo szukał swojego zaginionego brata. On i Gi-hun łączą siły, ale do kolejnej tury rozgrywek i tak dochodzi. Gracz 456 postanawia po raz drugi wziąć udział w grze, by rozsadzić organizację od środka. Na miejscu z zaskoczeniem odkrywa, że pojawiły się modyfikacje: tym razem gracze mają teoretycznie wybór. Po każdej z gier mogą zagłosować nad tym, czy chcą dalej brać udział w krwawych żniwach, czy też je przerwać. Wygrywa większość głosów. Dlatego też dormitorium zostało podzielone na dwie połowy. Dla tych, którzy chcą zakończyć "imprezę" i rozejść się z tym, co już wpadło do skarbonki i dla tych, którzy chcą kontynuować i zdobyć więcej pieniędzy (a więc czekają na więcej zgonów). Gi-hun robi co może, żeby przekonać ludzi i powstrzymać to szaleństwo, tymczasem Front Man postanawia mu udowodnić, że gry nie da się przerwać, dopóki nie zmieni się ludzka natura i zasady rządzące światem.

Biorąc pod uwagę absurdalną wręcz popularność pierwszej serii Hwang Dong-hyuk miał naprawdę twardy orzech do zgryzienia. Oczekiwania widzów były wywindowane ponad poziom sufitu, a eksperyment ze zrobieniem reality show opartym na fabule serialu pokazał, że nie rzucą się do oglądania wszystkiego związanego ze "Squid Game", jeśli nie będzie miało "tego czegoś". Ba, reżyser, scenarzysta i producent w jednej osobie nie planował kontynuacji. "Nie miałem zamiaru robić drugiego sezonu, bo całość procesu pisania, produkcji i reżyserowania serialu był tak wymagający. Nie myślałem o tym, żeby ciągnąć to dalej" - przywołuje jego słowa portal Variety. 

Hwang Dong-hyuk już wcześniej opowiadał, że w czasie realizacji pierwszego sezonu stracił osiem lub dziewięć zębów ze stresu. Na kolejną odsłonę zdecydował się dlatego, że "Squid Game" odniosło tak gigantyczny sukces. To dało mu "odwagę i motywację". Niemniej nie ukrywa tego, że naprawdę ma swojego serialu serdecznie dość: "Jestem wykończony. Jestem taki zmęczony. W pewien sposób mam już 'Squid Game' po dziurki w nosie. Mam już dość tego, że moje życie polega na robieniu czegoś, potem promowaniu tego. Więc teraz jeszcze nie myślę o swoim następnym projekcie. Teraz marzę tylko o tym, żeby pojechać na jakąś samotną wyspę i cieszyć się wolnym czasem bez żadnych telefonów od Netfliksa. Oczywiście mowa o wyspie innej niż ta z serialu" - podkreśla. Trudno mu się dziwić. 

"Squid Game 2" powstało dla pieniędzy 

Jednocześnie nie ukrywa, że podjął się realizacji kolejnych sezonów dla pieniędzy. Nie obłowił się szczególnie przy pierwszej serii, dostał tylko tyle, ile miał zapisane w kontrakcie, a nie w zależności od sukcesu produkcji. Przyznał też: "Choć nie miałem szczególnych planów na kontynuację, to zostawiłem kilka luźnych wątków do potencjalnego rozwinięcia". Tak też drugi i trzeci sezon "Squid Game" zostały napisane i nakręcone jeden po drugim, dzięki czemu ostatnią serię zobaczymy już w 2025 roku. Przy tym wszystkim ironiczne jest, że choć sam serial ma głęboko antykapitalistyczny wydźwięk, zrobiła się z niego nadzwyczaj opłacalna franczyza. Kiedy wszyscy czekali na kolejne sezony, powstało reality-show z zabawami z serialu (więcej o tym pisałam w tekście "Nowy projekt "Squid Game" jeszcze nie wyszedł, a już wiadomo, że to bardzo zły pomysł") i gra "Squid Game: Unleashed", poza tym mowa o najróżniejszych gadżetach takich jak inspirowane produkcją dresy, kubki, naszyjniki, kombinezony, koszulki, naszyjniki, ręczniki kuchenne, etui na telefony i laptopy, podkładki pod myszkę, pierścionki, ozdoby choinkowe, figurki, maskotki, poduszki, torby etc. Ba, we francuskich Burger Kingach pojawi się inspirowane "Sguid Game" menu, Xbox wypuści tematyczne pady, a Johnnie Walker ma serię serialowych butelek. "Time" podaje, że "Squid Game" jest w tej chwili warte 900 mln dolarów - to 40 razy więcej niż wynosił budżet pierwszej serii. Chodzą słuchy, że reżyser David Fincher ("Podziemny krąg", "Siedem", "The Social Network") ma nakręcić dla Netfliksa też angielską wersję serialu. 

"Squid Game 2", choć trzyma się bardzo klasycznych schematów dramatycznych i serwuje widzom srogie filozoficzno-moralne rozważania, to zarazem naładowane jest akcją i trzyma w napięciu jak rasowy akcyjniak spod znaku "zabili go i uciekł". Pierwszoplanowi aktorzy (Lee Jung-jae, Wi Ha-joon, Lee Byung-hun) grają tak, jakby wystawiali szekspirowską sztukę - z powagą, oddaniem, realizmem. Ale w dalszych planach zostaje sporo miejsca dla postaci rysowanych grubą kreską, z naszej perspektywy karykaturalnych i przerysowanych. To daje zaskakująco udany balans pomiędzy tym graniem "naprawdę" a zapewnieniem jakiegoś oddechu w całej tej makabrze. Już szczególnie fantastyczna pod tym względem jest postać niejakiego Thanosa - jest tak doskonale przesadzony, że irytujący do bólu. Denerwuje najbardziej, a zarazem jakoś się go przez to lubi. Jest szczególnie kolorową postacią w tym ponurym danse macabre, które jest tym bardziej przerażające, że każdego bez wyjątku może porwać. 

Doceniam, że w tym sezonie scenariusz przemycił poboczny wątek kryptowalut. To dość adekwatny komentarz do tego, że po premierze pierwszej serii pojawiła się nieautoryzowana kryptowaluta SQUID wykorzystywana na stronie z grami inspirowanymi serialem. Wiele wskazywało na to, że to przekręt: na stronie pełno było literówek, gracze mogli tylko kupować, ale nie sprzedawać walutę. Faktycznie po niecałym miesiącu strona zniknęła, a kryptowaluta została wycofana (twórcy zarobili na niej 2,1 mln dolarów). Nie bez powodu się mówi, że życie pisze najlepsze scenariusze. 

Zobacz wideo "Squid Game: Sezon 2" [ZWIASTUN]

Nowe postaci i ich wątki bardzo ładnie rozwijają narrację i nadają jej ciekawszego wydźwięku - ludzie przecież wpadają w długi z naprawdę różnych powodów i mogą mieć fascynująco odmienne motywacje. Poza tym też niezwykle ciekawe jest obserwowanie, jak na takie same argumenty reagują osoby tak skrajnie od siebie odmienne jak uczestnicy nowej rozgrywki. 

To rekord, którego nie da się przebić? 

Nie można drugiemu sezonowi odmówić walorów dość uniwersalnej opowieści o ludzkiej głupocie, chciwości, okrucieństwie z jednej strony, zderzonych z jakimś idealizmem, wiarą w dobrze rozumiane człowieczeństwo, wytrwałością, szlachetnością, odwagą, a nawet miłością. Krew leje się hektolitrami, ludzie giną masowo, a my dostajemy do tego kolejne nitki z wizjami tego, jak daleko i w jakie rewiry w takim zdehumanizowanym cynizmie można pójść. Można więc to oglądać i zadumać się nad szeroko pojętą kondycją ludzkości, a można po prostu skupić się na pełnej napięcia fabule pełnej intryg, zwrotów akcji i podstępów. Czy to wystarczy, żeby pobić rekordy pierwszego sezonu? W przypadku innych produkcji Netfliksa, takich jak "Wiedźmin", "Stranger Things", "Bridgertonowie" czy "Lupin", kolejne serie co do zasady miały lepszą oglądalność niż te początkowe. Czy "Squid Game" napompowało balon tak bardzo, że pęknie już zaraz? A może okaże się, że może urosnąć jeszcze większy? Przekonamy się.

Po obejrzeniu siedmiu nowych odcinków "Squid Game" zapewniam, że czekać wszyscy będziemy w napięciu, bo skubany Hwang Dong-hyuk skończył opowiadać w momencie skrajnie dramatycznym - topór ciągle wisi w powietrzu i pomimo długiej listy ofiar ciągle jest niebezpiecznie ostry. Nawet Aktor Lee Jung-jae podkreśla, że zależy mu jak na najszybszej premierze. Zapewnia, że zakończenie jest naprawdę zaskakujące: "Czegoś takiego naprawdę nie można było się spodziewać. Bardzo jestem ciekaw tego, jak widzowie to zinterpretują" - zapowiada. A ja się skręcam, bo mam wrażenie, że jedyne czego mogę się spodziewać, to to, że chyba już wszystkiego można się po tym serialu spodziewać. Drugi sezon dostępny jest na platformie od 26 grudnia.

Czytaj dalej
Podobne wiadomości
Najpopularniejsze wiadomości tygodnia