Widzieliśmy serial „Sto lat samotności”. Będzie dyskusja wśród ...
Nie zgadzał się na hollywoodzką, czyli anglojęzyczną i ograniczoną do dwóch-trzech godzin. Dopiero po jego śmierci pojawiły się platformy streamingowe o magicznym wpływie na rozwój nieanglojęzycznych kinematografii, jakich nie przewidywał nawet Melquiades, główny magik w powieści, który niejedno cudeńko podarował założycielowi rodu Buendia.
Tymczasem Netflix udowodnił, że potrafi z sukcesem wprowadzić na zglobalizowany rynek hiszpańskojęzyczną produkcję, stworzoną w Kolumbii. Pomogli w tym spadkobiercy pisarza, synowie Rodrigo i Gonzalo, lubiący wyprzedawać rodową biżuterię, o czym świadczy fakt, że zarobili wcześniej na powieści, jakiej ojciec nie cenił i nie chciał wydać – „Widzimy się w sierpniu”.
Nawet jeśli synowie sprzeniewierzyli się ojcu, to poszli tropem bohaterów „Stu lat samotności”, a przy okazji zainkasowali mnóstwo kolumbijskich banknotów z podobizną taty, który jest narodowym bohaterem. Teraz mogą się cieszyć nie tylko wpływami od Netflixa, ponieważ nie ma innej możliwości, by serial, dla którego postawiono wokół pięknego kasztanowca miasteczko Macondo złożone ze 130 budynków, otoczonych piękną roślinnością sprowadzaną z całej Kolumbii, nie wywołał renesansu zainteresowania dorobkiem Márqueza. Jeden z bohaterów nosi nawet to nazwisko, co można uznać za productplacement.
Márquez i ekranizacja „Stu lat samotności"Synowie mają jeszcze inne alibi: nawet jeśli komuś w Kolumbii nie spodoba się ekranizacja – niepocieszeni są na pewno mieszkańcy rodzinnej miejscowości pisarza Aracataca, gdzie nasłuchał się historii przetworzonych w powieści – przy produkcji filmu pracowały setki Kolumbijczyków i Latynosów. Można spodziewać się rozwoju marquezoturystyki oraz kolumbijskiej gadżetomanii, ponieważ scenografka Bárbara Enríquez, pracująca wcześniej przy oscarowej „Romie”, zadbała o oryginalne meble i rekwizyty. Kolumbijscy są aktorzy, których nie wymieniam, ponieważ tytułowe sto lat wymagało kilku odtwórców jednej postaci w różnym wieku. Kolumbijką jest reżyserka Laura Mora. Tylko jej zmiennik Alex García López („Wiedźmin”) pochodzi z Argentyny, co chyba nawet kolumbijscy widzowie mu wybaczą, bo wykonał kawał dobrej roboty.
Powstał serial, który wizualizuje mit stworzony przez Márqueza o kolumbijskiej Ziemi Obiecanej, zmieniającej się pod wpływem ludzkich namiętności i sprzeczności w piekło na ziemi, spowodowane konfliktami i wojnami, wyrastającymi z rodzinnych i społecznych napięć. W osobach założycieli rodu Buendía – José Arcadio i Úrsuli Iguarán – można zobaczyć mutację biblijnego Adama i Ewy. Będąc kuzynami, łamią rodzinny zakaz, by nie brać ślubu pod groźbą grzechu i choroby potomstwa. Ona jest zakuta w pas cnoty, broni się przed seksem jak lwica. Do czasu, gdy on przysięga kochać każde ich dziecko, co jest wkładem do rozmów o antykoncepcji i podejściu do chorób genetycznych.
Rodrigo Marquez, syn pisarza