Kiedy zamiast wesołych świąt pojawia się pustka
Gdy święta nadchodzą i siadamy do stołu z bliskimi albo w końcu po prostu „mamy czas”, może się nagle okazać, że nie potrafimy się nimi cieszyć. Nie wydarza się nic z tego, na co czekaliśmy. Z karpiem, sałatką i pieczonym mięsem przełykamy uczucie pustki. Może chodzić za nami ono, gdy otwieramy prezenty. Powłóczyć za nami nogami, gdy wracamy z Pasterki. Albo gdy budzimy się rano w świąteczne dni i nie pamiętamy już, na co czekaliśmy. Jak przygarnąć pustkę? Jak się nią zaopiekować, by nie mieć poczucia, że spotkały nas „popsute”, nieudane święta?
Jak przygarnąć pustkę?
Potrzebujemy przede wszystkim zwrócić się do niej twarzą i ją zrozumieć. Pustka to wielki worek, do którego wrzucamy niemożność pomyślenia o czymś albo poczucia czegoś ważnego w nas. Brak precyzji, jaki kryje się w tym sformułowaniu, wynika również z tego, że nie umiemy znaleźć słów na opisanie tego, co się w nas dzieje. Brakuje nam także zdolności widzenia całego kontekstu, czyli siebie na mapie grudnia.
Droga ku Bożemu Narodzeniu prowadzi przez napięcie. Jedną jego część stanowi ekscytacja i oczekiwanie na dobre przeżycia, których się spodziewamy. Rozmaite idealizacje w nas mogą jednak pozbawiać nas realizmu. Piosenki z dzwoneczkami i kolędy ogłaszają cuda – włączając te polegające na przemianie serc i eksplozji dobrej woli – jednakże z wielkim prawdopodobieństwem ludzie, których znamy i z którymi się spotkamy będą się zachowywać w sposób taki, jak zawsze. To znaczy, że raczej nie unikniemy przykrych sytuacji.
Nasze głębokie potrzeby i tęsknoty
Jakimś więc kawałkiem pustki może być rozczarowanie, gdy nasze głębokie potrzeby i tęsknoty ponownie nie zostają zaspokojone – jak pragnienie bycia akceptowanym, traktowanym poważnie, przyjętym bez oceny. Może „magię świąt”, za którą tęskniliśmy, opisuje dobrze taka sytuacja, że ludzie chcą wychodzić sobie naprzeciw i spotykać się w połowie drogi, a przykre uczucia wynikają z tego, że nasza potrzeba harmonii została zawiedziona.
Przedświąteczne napięcie łączy się też wyobrażeniami o tym, jak zostaną przyjęte nasze starania. Możesz dekorować dom i lukrować pierniki, by sprawić radość bliskim, ale może się też okazać, że nie będziesz miała z kim podzielić zachwytu. Każdy domownik ma własny pomysł na to, co go cieszy w czasie świąt i niekoniecznie te drogi się zejdą w jednym punkcie. Wówczas pustka oznacza niechciany żal i brak pomysłu, jak inaczej znaleźć uznanie, którego nie dali nam inni.
Grudniowa mobilizacja – to także presja czasu, związana ze „zdążaniem przed świętami”. W pracy i w domu zaczyna panować taki pomysł, że trzeba zdążyć absolutnie ze wszystkim. Niezbędne działania mieszają się z iluzjami, że trzeba pokończyć wszystkie projekty w pracy i wyprać ubrania do ostatniej skarpetki. Nawet gdy biegniemy za iluzjami, towarzyszy temu całkiem realne zmęczenie, odczuwalne w kondycji organizmu.
Ukojenie
Ks. Krzysztof Grzywocz pisał o tym, że gdy decydujemy się w końcu na odpoczynek, najpierw przychodzi do nas zmęczenie. Nazywał je „damą” i „aniołem”, bo przychodzi z informacją o tym, że się natrudziliśmy. Określił je też „demonem” – gdy nie potrafimy go rozpoznać i karmimy je toksycznymi używkami albo częstujemy klinem jeszcze większej ilości pracy, by go nie poczuć.
Może więc być tak, że w święta w końcu poczujesz przeforsowanie, które je poprzedziło. I najpierw twoje ciało poprosi o ukojenie: sen, zrównoważony posiłek (a nie przejedzenie), piękne widoki i ulubione dźwięki. I gdy mu je dasz, ono podziękuje ci gotowością do zabawy i kontaktu z innymi ludźmi. To również cenna lekcja odnośnie tego, by jednak nie orać sobą w czasie przygotowań do świąt, bo potem trudno nam będzie się nimi cieszyć.
Jeśli zaś twoja pustka przypomina coś z nieobecności Boga, może łączy się z Jego obrazem, który w sobie nosisz. Jeśli wszystkie adwentowe starania miały Go jakoś przebłagać czy zadowolić, w święta powinien pojawić się znak, że dobrze się spisałeś/spisałaś lub przeciwnie, że nie zasługujesz na świętowanie, bo zrobiłeś/zrobiłaś za mało. A tymczasem w Boże Narodzenie wszystko dzieje się za darmo: Bóg przychodzi do biedy, do kruchości, do nas takimi, jakimi jesteśmy. Z miłością, szacunkiem i pragnieniem bycia z nami w naszych zwykłych sprawach.
Może pustkę dla ciebie odczaruje łagodność Boga, który mówi: „Widzę cię”. On widzi cię z tym wszystkim, co w sobie niesiesz i przyszedł na świat byś już nigdy nie był(a) z tym sam(a). By zamiast osamotnienia wobec wyzwań życia – możliwe stawało się dla ciebie poczucie bezpieczeństwa, jakie dają więzi. Głębokie i pełne zaufania, takie, które stworzysz z Nim, z samym/samą sobą i innymi ludźmi.