Bogusław Chrabota: Popieram Pełczyńską-Nałęcz. Musimy ...
Wracając do Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz, nie wiem, czy za jej słowami stał rozsądek, czy tylko polityka, ale oba motywy do mnie przemawiają. Wszyscy eksperci mający pojęcie o systemie emerytalnym świetnie wiedzą, że status quo w tej dziedzinie jest na dłuższą metę nie do utrzymania. Ludzie żyją coraz dłużej, społeczeństwo się starzeje i przy tak niskiej stopie urodzeń w nieodległej przyszłości nie będzie komu pracować na świadczenia dla emerytów. Pewną nadzieję niesie automatyzacja procesów wytwórczych, ale nie ma żadnej pewności, że owe 1,7 pracującego na jednego emeryta w 2050 roku zapewni właściwy balans między płacą a świadczeniem emerytalnym.
Osobną sprawą jest rynek pracy. Już dziś dotyka go ponadmilionowa luka, a zapełnienie jej migrantami z różnych względów będzie coraz trudniejsze. Dlatego ciężko się nie zgodzić z diagnozą minister funduszy i polityki regionalnej. Poratować nas może tylko dłuższa praca przedwczesnych emerytów.
Czy da się już dziś poprawić system emerytalny? Na przeszkodzie stoi wmówiony Polakom absurdProblem w tym, że populiści od Kaczyńskiego przekonali Polaków, że każda zmiana obecnych przepisów jest skazywaniem ludzi na „pracę do śmierci”. To oczywisty, obrażający ludzką inteligencję absurd, ale brzmi całkiem atrakcyjnie. Zmiany więc, choć konieczne, będą trudne i zajmą lata.
Bez wątpienia trzeba zacząć od motywowania ludzi do dłuższej aktywności zawodowej i solidnego karania tych, którzy siłą wypychają pracowników na emeryturę. Więcej ze względu na dokonaną na Polakach dewastację mentalną dziś zrobić się nie da, ale w kolejnych politycznych sezonach trzeba temat potraktować poważniej.
Czytaj więcej
A teraz czysta polityka, choć nie sądzę, żeby tylko ten motyw kierował wiceprzewodniczącą Polski 2050. Otóż trudno nie mieć wątpliwości, że Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz ma coraz bardziej bolesną świadomość, iż partia, dzięki której trafiła do Sejmu, staje się powoli wydmuszką. Innymi słowy, rozpuszcza się jak kostka cukru we wrzątku polityki. Może ją uratować tylko jakiś rzut na taśmę. Czytelny program, elementarna tożsamość. Może wyciągnięcie z piwnicznej izby Ryszarda Petru, a jak pryncypał nie pozwoli, to kilka przynajmniej, adresowanych do jakiejś grupy celowej sensownych postulatów.