Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego można było spodziewać się, że to ŁKS Łódź będzie stroną przeważającą na boisku. To szybko znalazło swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, bo już od pierwszej minuty łodzianie łapali coraz większą inicjatywę.
Przewagę szybko udało się udokumentować, bowiem już w ósmej minucie ełkaesiacy byli na prowadzeniu. Po jednej z akcji skrzydłem Antoni Młynarczyk starał się dorzucać piłkę w pole karne, ale na drodze stanęła jej ręka jednego z obrońców znicza. Sędzia bez wahania wskazał na jedenasty metr, a pewnym egzekutorem rzutu karnego okazał się Michał Mokrzycki.
Jak się okazało – był to dopiero początek ciekawego widowiska. Po otwarciu wyniku łodzianie nieco oddali pole swoim rywalom, z czego pruszkowianie z dużą chęcią skorzystali. Znicz potrafił zawiązać akcje, które zmuszały Aleksandra Bobka do zachowania czujności, jednak w każdej z nich zabrakło przede wszystkim wykończenia i celności.
ZOBACZ TEŻ: Budynek Instytutu Psychologii UŁ zachwyca po zmroku. Niepowtarzalny klimat! [ZDJĘCIA]Po drugiej stronie boiska ŁKS Łódź był zdecydowanie konkretniejszy. Swoją szansę na podwyższenie wyniku miał Antoni Młynarczyk, jednak piłka po jego strzale poszybowała prosto w poprzeczkę. Niecelnie z dogodnych pozycji strzelał Pirulo. Kiedy już piłka ponownie zatrzepotała w siatce gospodarzy po strzale Andreu Arasy, sędzia liniowy dopatrzył się pozycji spalonej przy rozegraniu rzutu wolnego, przez co bramka nie została uznana.
Pierwsza część meczu była więc ciekawym, ofensywnym widowiskiem. Zabrakło jedynie kolejnych bramek, choć obie drużyny miały swoje okazje.
Po zmianie stron wyraźną przewagę złapali pruszkowianie. Gracze Znicza co chwila meldowali się pod polem karnym ŁKS, rozprowadzając kolejne akcje. Jako pierwsi w drugiej połowie przed znakomitą szansą bramkową stanęli jednak łodzianie. W 58. minucie piłka po strzale z dystansu Pirulo odbiła się od bramkarza i poleciała wprost pod nogi Arasy. Hiszpan będąc sam na sam z pustą bramką, wyraźnie się jednak pomylił i z trzech metrów kropnął wyskoko ponad poprzeczką.
A że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić, to cztery minuty później tablica wyników wskazywała już 1:1. Szybka akcja gospodarzy pozwoliła wyekspediować piłkę do Daniela Stanclika, a ten korzystając z błędów w defensywie łodzian, pewnym strzałem pokonał Bobka. Tempo spotkania okazało się tak wysokie, że po sześciu kolejnych minutach łodzianie znów byli na prowadzeniu. Dobrą centrę w pole karne w wykonaniu Arasy na bramkę głową zamienić Stefan Feiertag.
Jakby emocji było mało, w kolejnych minutach Znicz wykreował sobie trzy naprawdę groźne akcje strzeleckie. Przed wyrównaniem wyniku pruszkowian zatrzymała jednak nieskuteczność przy strzałach. Po powrocie na prowadzenie ŁKS Łódź znów oddal pole rywalom. Łodzianie wręcz prosili się o stratę kolejnej bramki, co próbowali wykorzystać gospodarze. Znicz był jednak nieskuteczny, przez co przez długi czas wynik nie ulegał zmianie.
Na kolejne trafienie musieliśmy poczekać do ostatnich sekund spotkania. Kolejna szybko rozegrana przez pruszkowian akcja spowodowała, że na środku pola karnego z piłką znalazł się Dawid Olejarka. Zawodnik Znicza obrócił się jeszcze i sprytnym strzałem zaskoczył Aleksandra Bobka. Tym samym ŁKS w samej końcówce wypuścił zwycięstwo z rąk.
Łodzianie następne spotkanie znów rozegrają na wyjeździe. W sobotę (30 listopada) ŁKS Łódź zainauguruje rundę rewanżową sezonu potyczką z Wisłą Kraków.
Znicz Pruszków – ŁKS Łódź 2:2 (0:1) Bramki: Stanclik 62’, Olejarka 90+’ - Mokrzycki 8’ (k), Feiertag 68’
ŁKS Łódź: Bobek – Zając (68’ Majcenić), Gulen, Wiech, Głowacki – Kupczak, Mokrzycki (86’ Wysokiński), Pirulo – Arasa, Feiertag, Młynarczyk (78’ Sitek)