Austria: Jaki rząd powstanie po wyborach? Trzy możliwości

wczoraj

Skrajna prawica ma największe szanse na zwycięstwo w dzisiejszych wyborach parlamentarnych w Austrii. Wcale nie jest jednak pewne, że uda jej się uzyskać stanowisko kanclerza. W grę wchodzą trzy scenariusze.

Austria - Figure 1
Zdjęcia EURACTIV Poland

Wolnościowa Partia Austrii (FPÖ) prowadzi w przedwyborczych sondażach. W dzisiejszym głosowaniu może liczyć na 27 proc. głosów, wynika z badania instytutu IFDD dla ATV, Puls 4, Puls 24 i „Kronen Zeitung”. Nieznacznie wyprzedza rządzącą (z przerwą) od 2017 r. chadecką Austriacką Partię Ludową (ÖVP), która cieszy się poparciem jednej czwartej Austriaków.

Na trzecim miejscu plasuje się Socjaldemokratyczna Partia Austrii (SPÖ), która według sondażu może zdobyć 21 proc. głosów. Poniżej 10 proc. wyborców chce głosować na współrządzących obecnie Zielonych (9 proc.), liberalną partię NEOS (9 proc.), Partię Piwa (3 proc.) i Komunistyczną Partię Austrii (3 proc.).

Prawdopodobne zwycięstwo skrajnej prawicy nie musi jednak oznaczać objęcia przez nią władzy w Austrii. Jaki może być skład rządu, który powstanie po wyborach?

Opcja 1.: Wolnościowcy i chadecy (FPÖ-ÖVP)

ÖVP jest jedyną z dużych partii, która nie sprzeciwia się współpracy z FPÖ. Co więcej, w ostatnich latach obie partie tworzyły już koalicję rządzącą. Wielu kręciło nosem ze sceptycyzmem, kiedy po zwycięskich dla chadeków wyborach w 2017 r. ówczesne „cudowne dziecko” ÖVP, Sebastian Kurz, zaprosił do współtworzenia rządu właśnie skrajnie prawicową Wolnościową Partię Austrii. Ta na wicekanclerza u boku Kurza nominowała swojego kontrowersyjnego lidera, Heinza-Christiana Strachego.

To właśnie Strache przyczynił się jednak do upadku wspomnianego gabinetu w 2019 r. W maju tamtego roku na jaw wyszło, że przed wyborami dwa lata wcześniej kierownictwo FPÖ (w tym Strache) spotkało się na Ibizie z domniemaną krewną rosyjskiego oligarchy, a w rzeczywistości podstawioną w celu prowokacji bośniacką studentką.

Austria - Figure 2
Zdjęcia EURACTIV Poland

Celem spotkania była sprzedaż Rosjanom połowy udziałów w czołowym austriackim dzienniku „Kronen Zeitung” w zamian za wsparcie w kampanii wyborczej.

Ujawnienie nagrania z Ibizy dało początek aferze „Ibizagate”, która doprowadziła do upadku rządu – Kurz zerwał bowiem umowę koalicyjną z wolnościowcami i zwrócił się do prezydenta Alexandra Van der Bellena o zarządzenie przedterminowych wyborów. Sam wyszedł z nich zwycięsko, uzyskując jeszcze wyższy wynik niż dwa lata wcześniej, ale nie wszedł ponownie w koalicję ze skompromitowaną FPÖ, a nawiązał współpracę z Zielonymi.

Od tamtej pory, już pod kierownictwem nie Strachego, a Herberta Kickla wolnościowcom udało się odbudować swoją reputację. Również u chadeków zaszły duże zmiany. Kurz na dobre porzucił austriacką politykę po tym, jak w 2021 r. objęto go śledztwem z powodu poważnych podejrzeń o działalność korupcyjną – i nic nie wskazuje na to, aby w najbliższym czasie miał powrócić.

Na czele Austriackiej Partii Ludowej stoi teraz będący zarazem kanclerzem Austrii Karl Nehammer, którzy może nie jest taką polityczną gwiazdą, jaką był Kurz, ale za to nie jest szczególnie kontrowersyjnym politykiem.

Dla FPÖ zaproszenie chadeków do koalicji może być jedyną szansą, aby objąć stanowisko kanclerza. Obie partie mają dość zbieżne poglądy w kwestii potrzeby zaostrzenia polityki imigracyjnej (choć wolnościowcy są bardziej radykalni) oraz w sprawach podatkowych. 

Nehammer na razie wyklucza koalicję z Kicklem. Ten z kolei twierdzi, że w przypadku zwycięstwa wyborczego jego partii niedemokratycznym byłoby nie zaproponować nikomu koalicji.

„Zważywszy na to, jak mocno FPÖ promowała go jako kandydata na kanclerza, mało prawdopodobne jest, aby po wyborach ustąpił i aby na czele przyszłego rządu stanął ktoś inny z jego partii”, wskazuje agencja Reutera, dodając, że z im większą przewagą wolnościowcy wygrają wybory, tym silniejsza będzie pozycja Kickla.

Austria - Figure 3
Zdjęcia EURACTIV Poland

Na drodze do powstania takiego rządu może jednak stanąć prezydent Van der Bellen, pochodzący z Zielonych, który zasugerował już, że może nie powierzyć Kicklowi misji stworzenia rządu, mimo że zwyczajowo przypada ona liderowi partii, która zwyciężyła w wyborach.

– Jest taka praktyka, ale o ile mi dobrze wiadomo, w konstytucji nic o tym nie ma – powiedział Van der Bellen w ubiegłym roku. 

Opcja 2.: Chadecy i wolnościowcy (ÖVP-FPÖ)

Niby nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ale zdaniem analityków w przypadku wyborczego zwycięstwa chadeków dość prawdopodobne jest, że podobnie jak w 2017 r. zaproszą oni do współpracy skrajną prawicę. W takiej sytuacji to ÖVP, a nie FPÖ będzie miała pierwszeństwo, żeby podjąć próbę stworzenia rządu.

Opozycja potencjalny nowy rząd ÖVP-FPÖ określa szyderczo mianem “gabinetu Ibiza 2.0.”. Taki rząd miałby duży mandat demokratyczny, bo składałby się z dwóch partii cieszących się w tej chwili największym poparciem Austriaków. Nie wiadomo jednak, na ile okazałby się trwały, bo o ile w takich kwestiach jak imigracja obie partie mówią w miarę jednym głosem, to różnice mogą pojawić się w innych sprawach.

W przypadku powstania takiego rządu opozycja mogłaby także zarzucić chadekom, że wolą współpracować ze skrajną prawicą niż z proeuropejskimi partiami centrowymi i liberalnymi. Taki krok mógłby też negatywnie wpłynąć na postrzeganie Austrii w Unii Europejskiej.

Opcja 3: Chadecy, socjaldemokraci i Zieloni (ÖVP-SPÖ-Zieloni) lub chadecy, socjaldemokraci i liberałowie (ÖVP-SPÖ-NEOS)

Niezależnie od wyników wyborów chadecy mają nad wolnościowcami tę przewagę, że dla nich możliwości koalicyjne są szersze. Mogą utrzymać współpracę z Zielonymi i doprosić do koalicji socjaldemokratów lub porozumieć się z socjaldemokratami i liberałami.

Koalicyjne rządy ÖVP i SPÖ były przez wiele lat w Austrii popularnym rozwiązaniem. Ostatniemu takiej koalicji, na której czele stał socjaldemokrata Christian Kern, położył kres w 2017 r. Kurz. Chadecy zyskali wtedy bowiem na sile dostatecznie, aby przestać być jedynie partnerem koalicyjnym socjalistów, a samodzielnie tworzyć rząd – a zwycięstwo wyborcze dało im do tego pierwszeństwo.

Dziś chadecy i socjaldemokraci, aby zapewnić sobie większość i stworzyć wspólny gabinet, musieliby do niego jeszcze kogoś doprosić – albo Zielonych, albo liberalną partię NEOS.

Trójpartyjna koalicja wzmocniłaby pozycję ÖVP i SPÖ wobec FPÖ, ale wymagałaby od koalicjantów sporej zdolności do kompromisów przy rządzeniu, zwraca uwagę Reuters.

Przykład? ÖVP i NEOS mają podobne podejście do polityki gospodarczej, m.in. popierają obniżkę podatków. Z kolei socjaldemokraci chcą podniesienia podatku od spadku.

Czytaj dalej
Podobne wiadomości