Zniszczoł zabrał tytuł Kubackiemu. Był "rolowany" przez trenerów ...

3 mar 2024
Zniszczoł

- Oczywiście, że kiedyś się skończy - mówił o pogoni za podium Aleksander Zniszczoł, kiedy pytałem go o nią po konkursie duetów w Oberstdorfie. Wtedy poza najlepszą trójkę Polacy wypadli po ostatnim skoku. Wcześniej Zniszczoł dwukrotnie miał dużą szansę na pierwsze podium w karierze indywidualnie - gdy był czwarty po pierwszej serii w Zakopanem i prowadził na półmetku zawodów w Willingen, ale obie te okazje zmarnował. Ta pogoń wydawała się być niekończącą, a po weekendzie w Oberstdorfie, gdy drugi tydzień z rzędu lider polskiej kadry skakał nieco słabiej, wydawało się, że mogła uciec na dobre. Nic z tego. To Zniszczoł miał rację.

Zobacz wideo To on uczy polskich skoczków latać. Oto jak pracuje

Podium w ogóle nie zaskoczyło Zniszczoła. Choć jeszcze weekend wcześniej wyglądał na zmęczonego i smutnego

Nie odpuścił i wreszcie ma swoje upragnione podium Pucharu Świata - trzecie miejsce w Lahti. Wykorzystał dobre warunki w pierwszej serii niedzielnego konkursu i oddał świetny skok na 128,5 metra, który dawał mu drugie miejsce. Tym razem nie popełnił już znacznych błędów i w drugiej serii, choć presja musiała być podobna, jak przy pierwszych dwóch szansach na podium tej zimy, wytrzymał ją. 129,5 metra dało mu trzecią pozycję, o 1,1 punktu przed Johannem Andre Forfangiem z Norwegii. Polaka wyprzedzili tylko Austriak Jan Hoerl i Słoweniec Peter Prevc.

W Oberstdorfie Zniszczoł wyglądał na bardzo zmęczonego i smutnego. Ale w żadnym wypadku zrezygnowanego. Dalej był przekonany, że jeśli będzie starał się i walczył, to wróci do walki w czołówce. Odpoczął i w Finlandii w nowym oliwkowym kombinezonie prezentował się o wiele lepiej. Od pierwszych skoków widać było, że znów stać go na wskoczenie do grona najlepszych. I tak się stało. Był tak spokojny, że to się wydarzy, że na podium, czy przed kamerami Eurosportu, choć się cieszył, to nie tak wylewnie, jak można było się tego spodziewać. W ogóle go ten sukces nie zaskoczył. Był go świadomy jeszcze zanim udało mu się na to podium dotrzeć.

Dwanaście lat walki Zniszczoła. Zabrał tytuł Kubackiemu. "Najbardziej cierpliwy z Polaków"

Zniszczoł skacze w Pucharze Świata już dwanaście lat. To podium w Lahti to sukces nie tylko skoczka, który ma właśnie najlepszy sezon w karierze i chciał go odpowiednio zwieńczyć - chociaż jednym skalpem. To przede wszystkim piękne ukoronowanie trudnej i długiej drogi, którą pokonał skoczek.

Że Zniszczoł to spory talent, przekonaliśmy się już, gdy debiutował w PŚ w 2012 roku i zajął dziewiąte miejsce w swoich czwartych zawodach cyklu najwyższej rangi w Zakopanem. Wcześniej dwa konkursy kończył na pierwszej serii i do jednego się nie zakwalifikował. Drugiego dnia zawodów na Wielkiej Krokwi zajął czternaste miejsce, ale na kolejne sukcesy kazał długo czekać. W 2014 roku wywalczył z kolegami złoto mistrzostw świata juniorów w drużynie, a w sezonie 2014/2015 dość regularnie punktował w PŚ. Nie było jednak błysku. Taki przyszedł dopiero w grudniu 2021 roku, gdy był szósty w Niżnym Tagile. Tam nie startowała jednak część stawki, a poza tym Zniszczoł nie poszedł za ciosem i nie potrafił znaleźć się ponownie na tak wysokim poziomie. Doszedł do tego dopiero teraz. W międzyczasie zaliczył najwięcej startów w historii w konkursach Pucharu Kontynentalnego. Był tam wielokrotnie zsyłany, a jednak nie dał za wygraną i dopiął swego.

- On miał już pewność siebie w zeszłym sezonie, wtedy ją złapał - tłumaczy były trener kadry B, Maciej Maciusiak, który świetnie zna Zniszczoła i wielokrotnie pomagał mu wrócić do formy. Mówi o okresie, gdy, choć na początku zimy 2022/2023 prawie w ogóle nie punktował, potem wrócił do PŚ i stał się całkiem solidnym zawodnikiem. Najwyżej był na trzynastym miejscu w Lake Placid. - Wiemy, jak kończył sezon w Planicy (14. i 17. miejsce - red.), ale wtedy mało kto skupiał się na nim, bo o wiele lepiej skakali inni. Teraz Olek miał, chyba można tak powiedzieć, najlepszy sezon przygotowawczy latem z naszych. Na początku zimy chyba było trochę rozczarowania, bo pierwsze tygodnie miał ciężkie, był odsunięty i jeździł na Puchary Kontynentalne. Potem Thomas nie miał wyboru i musiał go przywrócić do składu, bo wyskakał kwotę. To najbardziej cierpliwy z Polaków. Zawsze takim przykładem był Dawid, nazywało się go królem cierpliwości. Teraz takim skoczkiem stał się na pewno Olek. Kontynuuje pracę, którą rozpoczął poprzedniej zimy. Jest na tyle doświadczony, że wie, co jemu najbardziej odpowiada i to wykonuje - opisuje Zniszczoła Maciusiak.

Zniszczoł "jest coraz silniejszy psychicznie". Thurnbichler odpowiednio go poprowadził

- W jego technice dużo się nie zmieniło. Skacze podobnie, ma tak samo poukładane ręce. Jeździ trochę wyżej, ma wyższą pozycję. I bardzo dobrze - twierdzi szkoleniowiec. Maciusiak ma na myśli, że zbyt duże zmiany oznaczałyby kombinowanie i że skoczkowi czegoś brakuje. A u Zniszczoła chodziło o zmianę podejścia w innych elementach. - Rozwija się, jest coraz silniejszy psychicznie. Wcześniej nie wykorzystywał do końca presji i popełniał błędy. Był zły, gdy mu nie wychodziło, a miał swoje szanse. Ale to wynikało z ambicji, bo bardzo chciał. Widać jednak, że wie, co ma robić. Jak to mówi, "ma poukładane puzzle" i myślę, że będziemy się cieszyć z wielu udanych konkursów z jego udziałem - wskazuje Maciusiak.

Widać, że Zniszczoł dobrze odnalazł się także w nowej pozycji: jako najlepszy z Polaków w Pucharze Świata. W Oberstdorfie mówił, że odczuł ciężar, który pojawił się w nowej dla niego sytuacji, ale już weekend później ten ponownie mu pomógł. Zniszczoł nie pozwolił, żeby to go przygniotło. - To był dla niego wymagający czas. Przez parę konkursów dźwigał na sobie ciężar całej kadry. Był naszym liderem. To także naturalne, może się zdarzyć, że masz potem nieco słabszy okres. Ważne, żeby teraz wypoczął, zaufał swojej dobrej formie, temu, co może pokazać na skoczni. Dobrze, żeby podszedł ze świeżym umysłem do konkursów w Lahti - mówił nam jeszcze przed wyjazdem do Finlandii trener Thomas Thurnbichler.

To także mały sukces Austriaka: jeśli często mówimy, że polskim skokom brakuje kogoś nowego, powiewu świeżości, to Zniszczoł właśnie dał sygnał, że się nim staje. Thurnbichler odpowiednio go poprowadził. Zwłaszcza na początku obecnego sezonu, gdy Zniszczoł potrzebował małego wstrząsu. Decyzja o odsunięciu skoczka do Pucharu Kontynentalnego po słabych występach w dwa pierwsze weekendy startów miała podłoże nie tylko sportowe, ale przede wszystkim dyscyplinarne. Była słuszna i okazało się, że tylko wzmocniła Zniszczoła, który szybko wrócił do składu i tylko rósł dzięki kolejnym dobrym wynikom.

Bardzo ważna rola Zniszczoła. Może pomóc nie tyle załatać, ile uniknąć dziury w polskich skokach

Między innymi dzięki temu Zniszczoł stał się nową wielką postacią dla kadry. To bardzo ważne, bo jeśli Thurnbichler w najbliższych miesiącach zamierza dokonać sporych zmian w polskich skokach, a w ciągu dwóch-trzech lat przeprowadzić swego rodzaju wymianę pokoleniową i rozwijać juniorów, to Zniszczoł może się okazać dobrym łącznikiem pomiędzy powoli wypalającą się grupą najbardziej doświadczonych skoczków i tych, którym poziomem nieco brakuje do Pucharu Świata. Niech to będzie przykład dla innych. W końcu Zniszczoł też wcale młody już nie jest - z podium zdążył jeszcze przed 30. urodzinami, które będzie świętował w piątek.

Pokazał rolę, w której chcielibyśmy widzieć o wiele więcej nazwisk - choćby rozczarowującego tej zimy Pawła Wąska, czy grupę skoczków z kadry B, która w ten weekend w Pucharze Kontynentalnym skakała gorzej od polskich juniorów. To właśnie takiego zawodnika jak Zniszczoł Thurnbichler potrzebował: do zmotywowania kolejnych, ale i możliwości pracy nad tym, żeby nie zmarnować potencjału młodych talentów. Najgorzej, gdy nie ma żadnych sukcesów i tworzy się dziura. Ewentualne następne dobre wyniki Zniszczoła pomogłyby ją nie tyle załatać, ile być może jej nawet uniknąć.

Maciusiak: Rola lidera kadry to nagroda dla Olka. Wiemy, jak wcześniej przez wiele lat był "rolowany"

- Rola lidera odpowiada Olkowi i ją docenia. To nagroda, bo wiemy, jak wcześniej przez wiele lat był "rolowany", oszukiwany na miejsca w składzie: tu do drużyny niewzięty, tu do składu niewzięty. W ostatnim sezonie wydawał się pewniakiem na Turniej Czterech Skoczni i miał skoczyć mistrzostwo Polski, które zresztą były loteryjne, po swojemu. Zabrakło go w składzie i to też go na pewno zabolało. To samo z wystawianiem w drużynie, gdy dobrze skakał na treningach, a wybierano kogo innego. Teraz Olek ma czystszą głowę, bo choć może mu się zdarzyć gorszy skok, to wie, że będzie jechał na kolejne zawody, że jest w takiej pozycji. Przynajmniej nie musi o tym myśleć. W tym najbardziej odpowiada mu ta nowa rola - wyjaśnia trener Maciej Maciusiak, któremu także należą się spore ukłony. Bo to w dużej mierze on sprawił, że Zniszczoł jest, gdzie jest i może myśleć o jeszcze większych wynikach, niż to podium z Lahti. Choć na razie lepiej je docenić, niż rozpędzać się w zapowiedziach.

Do końca sezonu Pucharu Świata pozostało osiem konkursów indywidualnych - po dwa na dużej skoczni w Oslo, po jednym na normalnym i dużym obiekcie w Trondheim w ramach próby przed przyszłorocznymi mistrzostwami świata, a także po dwa na mamutach w Vikersund i Planicy. W każdym z tych miejsc Zniszczoł będzie co najmniej kandydatem do miejsca w najlepszej dziesiątce. Tego, jak sam mówił, oczekuje od swoich skoków. Lepsze rezultaty - czołowe piątki, podia - będą już tylko potwierdzeniem, że Zniszczoł nie ma głowy w chmurach, mówiąc, że podium w Lahti nie cieszy go aż tak bardzo, bo w głowie ma kolejne cele. Skoro wszedł już na ten poziom, to chce jak najdłużej się na nim utrzymać. To efekt uboczny tego, jak długo na to wszystko czekał. Skoro była cierpliwość to teraz jest też pragnienie, żeby nie trzeba było do niej wracać. Zniszczoł zasłużył, żeby pozostać w nim na tak długo, ile tylko mu starczy sił.

Czytaj dalej
Podobne wiadomości
Najpopularniejsze wiadomości tygodnia