Jerzy Buzek: musimy uciekać do przodu, a nie czekać na nadejście ...

14 dni temu

– Musimy wziąć odpowiedzialność za następne pokolenia, bo one będą miały bardzo ciężkie życie, jeśli dziś od tej odpowiedzialności uciekniemy – podkreśla europarlamentarzysta prof. Jerzy Buzek.

Buzek - Figure 1
Zdjęcia WNP.PL
- Powinniśmy próbować zmienić założenia Zielonego Ładu, jeśli są nie do przyjęcia, robić wszystko, aby koszty społeczne były jak najmniejsze, ale absolutnie musimy iść w tym kierunku - podkreśla europarlamentarzysta prof. Jerzy Buzek.     Nie gloryfikujmy Unii – apeluje Buzek. Jednak obrzydzanie jej obywatelom jest jego zdaniem nieuczciwe. Zwłaszcza z punktu widzenia racji stanu takiego kraju jak Polska. Oparliśmy nasze członkostwo w NATO i w Unii Europejskiej na zasadach praworządności, demokracji i ochrony praw człowieka. Wierzę, że – choć to bardzo trudne – uda się obronić dotychczasowe wartości, na których zbudowane są Unia i NATO. Jerzy Buzek jest przewodniczącym Rady Programowej Europejskiego Kongresu Gospodarczego, a szeroko potraktowana problematyka europejska wraz z aktualnymi w roku wyborczym wyzwaniami to główny nurt tematyczny zaplanowanego na 7-9 maja w Katowicach wydarzenia. Trwa na nie rejestracja.

Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę z panem rozmawiał o rolnictwie… Domyśla się pan: chcę zapytać o protesty unijnych, także polskich rolników. „Powstrzymać Zielony Ład! Won z Unią Europejską!” – pod takimi hasłami odbywały się uliczne protesty w Polsce i praktycznie w całej Europie, także pod Parlamentem Europejskim. Myślę, że opisują nie tylko nastroje rolników, ale – w szerszym kontekście – stan niepokoju wielu Polaków i obywateli innych unijnych krajów, wywołany proklimatyczną polityką Unii, transformacją energetyczną, kryzysem migracyjnym, wojną w Ukrainie. Wyraźnie coś poszło nie tak. Co? 

- Najkrócej jak można przedstawiłbym tę sytuację tak: jesteśmy w stanie wojny. Unia Europejska odbiera agresję Rosji na Ukrainę jako bezpośrednie zagrożenie i nic dziwnego – ataki rakietowe wymierzone są ostatnio w miasta tuż obok polskiej granicy, granicy NATO i Unii; wszak nasze wojsko już nieraz musiało podrywać w powietrze myśliwce. 

Jesteśmy w stanie wojny. Ale wyjątkowe okoliczności nie usprawiedliwiają bałaganu

Podejmujemy więc decyzje, które mają pomóc Ukrainie. Udzieliliśmy jej wsparcia finansowego i militarnego. Otworzyliśmy też nasze rynki na ukraińskie produkty. I zrobiliśmy to błyskawicznie, pomijając obowiązujące procedury, co oczywiście wywołało ogromne napięcia na rynku rolnym, zwłaszcza w Polsce. I powinno zostać szybko uporządkowane. Powinno, ale nie zostało…  

No i mamy traktory na autostradach i ulicach miast…

- Bo magazyny pełne są dziś ukraińskiego, a jak się okazuje, także rosyjskiego i białoruskiego zboża. Dlatego jego ceny są bardzo niskie i nie rosną, choć od roku granica z Ukrainą jest praktycznie zamknięta na import ukraińskich produktów rolnych. Co więcej: na rynkach światowych zboża tanieją od wielu miesięcy, a Rosja stosując ceny dumpingowe, podstępnie tym steruje.

Zatem jeszcze raz: gdzieś popełniono błąd? 

- Tak. Sygnalizowaliśmy to poprzedniej władzy – nie zrobiła niczego; ani rząd, ani polski komisarz odpowiedzialny za rolnictwo, do których przesyłaliśmy już w czerwcu 2022 roku alarmujące listy w tej sprawie. 

Rolnicy ubożeją, więc protestują. Choć tak naprawdę Europejski Zielony Ład w ogóle im jeszcze nie zagroził! Unia przecież nie wprowadziła jeszcze ani ugorowania, ani ograniczeń w stosowaniu pestycydów. To dopiero nas czeka… Rolnicy protestują zatem przeciwko Zielonemu Ładowi niejako „na zapas”. 

Ich sytuacja ekonomiczna rzeczywiście jest jednak fatalna. A rosyjska propaganda skutecznie podsyca stan niepokoju. Tyle że jego powodem jest napad Rosji na Ukrainę, zablokowanie szlaku handlowego z Ukrainy przez Morze Czarne i – jak już powiedziałem – ciągły spadek cen zboża oraz innych produktów rolnych na rynkach światowych. Rosyjskie trolle brutalnie wykorzystują ten fakt, wprowadzając zamieszanie i niepewność wśród naszych rolników.

Na walkę z zagrożeniem klimatycznym zgodził się cały świat. I poprzedni polski rząd

A ja myślę, że z tym Zielonym Ładem to wszystko było pięknie dopóty, dopóki nie zobaczyliśmy go w domowych budżetach, dopóki nie dotknął naszych gospodarstw właśnie, samochodów, mieszkań i sklepów… Przestrzegał pan, nawet na Europejskim Kongresie Gospodarczym, że do Zielonego Ładu trzeba najpierw i przede wszystkim przekonać ludzi. Wyszło na to, że miał pan rację, bo ludzi jakoś tak do końca chyba nie przekonano…  

- Do wszystkich opinii wyrażających wątpliwości podchodzę z pokorą. Rzeczywiście, to trudny proces. Zabrakło rzeczowego, starannego informowania na poziomie regionalnym, krajowym i unijnym o nadchodzących zmianach. Trzeba to radykalnie poprawić poprzez szeroką, dostępną dla wszystkich edukację społeczną. 

Zwłaszcza że prawdę mówiąc, nie mamy wyjścia: robimy to, na co nasz poprzedni rząd, co mocno podkreślam, zgodził się w 2015 roku, podpisując Porozumienie paryskie. Na walkę z zagrożeniem klimatycznym zgodził się zresztą cały świat – 196 krajów. Polski rząd potwierdzał swą zgodę w kolejnych latach, zgadzając się na 55-procentową redukcję emisji gazów cieplarnianych do 2030 roku i na osiągnięcie neutralności klimatycznej Unii do roku 2050. 

Buzek - Figure 2
Zdjęcia WNP.PL

A może problem w tym, że naukę wyparła tu polityka? „Mędrca szkiełko i oko” zastąpiono maksymą „Mierz siły na zamiary”? Nadmiar ambicji? 

- Proszę pamiętać, że Unia jest otwarta na finansowe wspieranie zagrożonych przez regulacje Zielonego Ładu sektorów gospodarki. A zatem te ambicje nie są bez pokrycia. Ja nie miałem większych problemów z przekonaniem parlamentarzystów i komisarzy do Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, który ma wesprzeć takie regiony jak Górny Śląsk. To są dzisiaj spore pieniądze unijne, które płyną zwłaszcza do Polski, na transformację energetyczną. 

Poza tym podkreślę raz jeszcze, że Unia Europejska robi to, na co zgadzają się rządy, parlamentarzyści i komisarze unijni; a na Zielony Ład była zgoda i polskiego rządu, i polskiego komisarza ds. rolnictwa. Nawiasem mówiąc, wykorzystywanie przez poprzedni rząd tego poczucia zagrożenia, które się obecnie pojawiło wśród rolników, wydaje mi się bardzo nieuczciwe – ten gabinet zgadzał się na wszystko, a teraz politycy pozbawieni władzy wskazują palcem na Unię, że to ona winna, że to Zielony Ład… To zachowanie co najmniej cyniczne.

Rok temu, także na Europejskim Kongresie Gospodarczym, ówczesny minister rozwoju powiedział: „Musimy w najbardziej newralgicznych dziedzinach czynić wyjątki od dogmatu, jakim jest polityka klimatyczna”. Myślę, że bardzo, bardzo wielu obywateli Unii podpisałoby się pod tym, by nie czynić dogmatu z ochrony klimatu…  

- Nie chodzi o dogmat. Chodzi o zrozumienie zagrożenia związanego ze zmianami klimatycznymi. O konieczność podjęcia wysiłku, który im zapobiegnie.

Klimat? Z niektórych działań możemy się wycofać, rozłożyć je w czasie. Cel został jednak ustalony

Owszem, z niektórych działań możemy się wycofać, rozłożyć je w czasie. Cel został jednak ustalony. W gruncie rzeczy chodzi o przeciwdziałanie temu, co zagraża również rolnictwu. Przecież katastrofalne zmiany klimatyczne odczuwamy także w Europie. Susze na Półwyspie Pirenejskim, ale i w Polsce, powodzie i huragany w Niemczech, Belgii czy Chorwacji. Takie są skutki zmian klimatycznych, które chcemy ograniczyć. Nie robimy tego „dogmatycznie” – negocjujemy. 

Polska jest tu szczególnie zagrożona – m.in. dlatego, że robiono rzeczy, które gdzie indziej były nie do pomyślenia: ograniczano produkcję energii z wiatru, nie wykorzystano na transformację energetyczną wielkich pieniędzy płynących z handlu emisjami…

Do tego polski rząd, wbrew racji stanu, zablokował dopływ funduszy z UE. One teraz popłyną. Krajowy Plan Odbudowy i pieniądze strukturalne – to wielka korzyść dla Polski; trzeba je dobrze wykorzystać.

My, ostatnie pokolenie? "Nadzieję wolę zaś zachować na poczet innych wydarzeń niż koniec świata"

Panie premierze, my tu sobie tak rozmawiamy o Zielonym Ładzie, a klimat robi swoje… Może spójrzmy prawdzie w oczy, przyznajmy, że ponosimy porażkę i w końcu powiedzmy wprost: nie da się już powstrzymać katastrofy klimatycznej! A potem ogłośmy globalny karnawał i, z nadzieją na cud, czekajmy na nadejście końca świata! 

- Jeśli weźmie pan za to odpowiedzialność, to proszę ogłaszać… Ja od lat jestem w polityce, między innymi po to, żeby podejmować działania, które w moim przekonaniu oddalają nas od katastrof zamiast do nich przybliżać. 

To przyświecało mi, gdy jeszcze jako polski premier wprowadzałem reformę górnictwa węgla kamiennego – w ciągu czterech lat zamknęliśmy wtedy 23 kopalnie i górnictwo stało się rentowne. Już jako europoseł doprowadziłem do powołania owego Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. A zupełnie ostatnio: pracowałem nad korzystnymi rozwiązaniami zapisanymi w pakiecie wodorowo-gazowym. 

Nadzieję wolę zaś zachować na poczet innych wydarzeń niż koniec świata. Na przykład na koniec wojny w Ukrainie, na zmiany polityczne w Rosji, pokój na Bliskim Wschodzie czy na taki rozwój nauki, by służyła dobrej stronie mocy. No i na to, że znajdziemy sposób, żeby ze sobą znów rozmawiać – niezagłuszani propagandowym szumem informacyjnym tworzonym w Moskwie czy Petersburgu, a powielanym przez rodzimych radykałów z orłem na piersi.

Ciekawe, swoją drogą, czy interesuje ich los tych prawdziwych orłów; ale to chyba nie jest akurat środowisko, które zbytnio przejmuje się środowiskiem naturalnym...

A pan się przejmuje? 

- Wiemy, co myślą młodzi ludzie. Mówią o sobie: „My, ostatnie pokolenie na Ziemi”. Bo obawiają się, że za dwadzieścia, trzydzieści lat koszty przeciwdziałania skutkom zmian klimatu będą wielokrotnie wyższe niż dziś. Odbywające się pod agendą ONZ spotkania przedstawicieli niemal dwustu krajów są symptomatyczne. Ten ogromny panel specjalistów, naukowców twierdzi, że zagrożenie jest ogromne. 

Musimy zatem uciekać do przodu. Europa jest liderem, dołączyły do nas Stany Zjednoczone, Japonia, Korea Południowa, Kanada; powoli dołączają inni. Przecież europejski rynek zawalony jest chińskimi „elektrykami”, a w produkcji energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych to Chińczycy są najlepsi. A zatem już cały świat wie, dokąd trzeba iść.

Buzek - Figure 3
Zdjęcia WNP.PL

Ale wielu spyta: czy my, Europejczycy, naprawdę musimy wyrywać się pierwsi na złamanie karku? 

– Umówiliśmy się w Unii – powtarzam: zgodziły się na to wszystkie rządy – że będziemy dawali światu przykład. Chcemy ten przykład dawać, chroniąc jednocześnie naszą gospodarkę. Na to idą wielkie pieniądze z europejskiego budżetu. Musimy wziąć odpowiedzialność za następne pokolenia, bo one będą miały bardzo ciężkie życie, jeśli dziś uciekniemy od odpowiedzialności i powiemy: „Nic nie robimy, żyjemy spokojnie i czekamy na katastrofę”.   

No to niech pan w końcu powie, panie premierze, patrząc mi prosto w oczy: wierzy pan w powodzenie misji ratowania klimatu?  

- Wierzę. Ale to za mało. Trzeba, by uwierzyli politycy różnych opcji i problem w tym, by wspólnie z naukowcami, w dialogu z ludźmi zaczęli skutecznie działać. To jest ich odpowiedzialność. I by nie wykorzystywali tego, co się dzieje, do głoszenia swoich populistycznych haseł, by nie odcinali się od tych, którzy starają się przeciwdziałać zmianom klimatycznym. 

Łatwo bowiem powiedzieć: kupcie sobie kolejny samochód, budujcie mieszkania, które często stoją potem puste, palcie byle czym... Ale to wszystko powoduje dramatyczne skutki: w naszym kraju co roku około 40 tysięcy osób umiera z powodu smogu… Dlatego właśnie założenia Zielonego Ładu powinniśmy traktować z rozwagą, poważnie, a nie dogmatycznie. Powinniśmy próbować je zmienić, jeśli są nie do przyjęcia, robić wszystko, aby koszty społeczne były jak najmniejsze, ale absolutnie musimy iść w tym kierunku.    

Unia jest odpowiedzią na kryzysy. To nie my je wywołaliśmy

Porozmawiajmy teraz o dwóch dekadach naszej obecności w Unii Europejskiej. Często słyszymy taki oto głos: „Gdyby Unia była taka, jak teraz, wtedy, gdy do niej wstępowaliśmy, nie chcielibyśmy do niej wejść”. Unia się zmieniła, to oczywiste. Ale, tak twierdzą przecież nie tylko populistyczni politycy – na gorsze…  

- Nie zgadzam się z tą opinią. Unia przeszła przez kilka kryzysów, których przecież sama nie wywołała. Stała się raczej odpowiedzią na kryzysy.  

Rosjanie w 2006 i 2009 roku zakręcili Europie kurek z gazem – Unia odpowiedziała na to Wspólnotą Energetyczną, której założenia przedstawiałem zresztą także na katowickim Kongresie i w której tworzenie byłem mocno zaangażowany. 

W 2008 roku przyszedł do nas ze Stanów Zjednoczonych kryzys finansowy – Unia wprowadziła przepisy, które uodporniły nas na tego rodzaju zagrożenia. 

Unia w ciągu zaledwie dwóch tygodni odpowiedziała też na zagrożenie związane z napaścią Rosji na Ukrainę – zaproponowaliśmy Ukrainie pomoc finansową i uzbrojenie, wsparliśmy ukraińskich przedsiębiorców. 

I jeszcze pandemia – tu odpowiedzią były przetargi na wyposażenie medyczne oraz wspólne zakupy szczepionek; dzięki temu nie skakaliśmy sobie do oczu, żeby je dostać. 

Ludzie już tego nie pamiętają… 

- Dlatego trzeba im o tym przypominać. Bo to są unijne odpowiedzi na kryzysy. Oczywiście mamy dzisiaj wojnę hybrydową. Internetowe trolle Putina usiłują zohydzić Unię Europejską. Powiem też z bólem, że ostatnie osiem lat rządzącej wtedy koalicji to były ciągłe potyczki z Unią. Populiści specjalizują się w pokazywaniu zagrożenia, które ona rzekomo tworzy. Tak było też przed brexitem – a dzisiaj na Wyspach większość ludzi żałuje, że wyszli z Unii.   

Oparliśmy członkostwo, najpierw w NATO, potem w Unii, na zasadach praworządności, demokracji i ochrony praw człowieka

Nie gloryfikujmy Unii, ale obrzydzanie jej obywatelom jest po prostu nieuczciwe. Zwłaszcza z punktu widzenia racji stanu takiego kraju jak Polska.    

Dostrzegam jeszcze jeden aspekt tego remanentu… Gdyby Polska była 20 lat temu taka, jaką jest, czy też była jeszcze kilka miesięcy temu, to by nas do tej czy tamtej Unii po prostu nie wpuścili. Teraz staramy się wrócić na jej główną scenę. Co mamy Unii do powiedzenia? Czego od niej oczekujemy?   

– Oparliśmy członkostwo, najpierw w NATO, potem w Unii, na zasadach praworządności, demokracji i ochrony praw człowieka. To był nasz najmocniejszy argument. O ile w ciągu ostatnich lat można było wątpić w te nasze atrybuty, o tyle wierzę, że teraz będzie inaczej i że powrócimy na główną ścieżkę w obu tych organizacjach.  

A czego od Unii oczekujemy? Oczywiście dobrobytu. Do Polski już płyną ogromne pieniądze. Ten dobrobyt będzie się tworzył na fundamencie siły europejskiego rynku, dzięki transformacji energetycznej, przemysłowej, dzięki budowaniu poczucia bezpieczeństwa; także bezpieczeństwa żywnościowego – myśmy już zapomnieli, ile dała nam Wspólna Polityka Rolna…           

Europejczycy wybiorą europejskie wartości i bezpieczeństwo

W połowie roku odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. To będzie nowe otwarcie czy kontynuacja? Europejczycy wybiorą drogę Polski czy Węgier?   

- Polska po kilku miesiącach działania nowej koalicji znów ma wpływ na unijne decyzje. Jeśli przewodniczącą Komisji Europejskiej pozostanie Ursula von der Leyen – przecież była ministrem obrony Niemiec – to prawdopodobne jest, że będziemy kontynuować przedsięwzięcia dotyczące bezpieczeństwa. To dzisiaj powinny być priorytety Unii: najpierw szybkie uruchomienie, rozbudowa przemysłu zbrojeniowego; potem powołanie komisarza do spraw bezpieczeństwa i obrony oraz Rady Ministrów Unii do spraw Obrony; wreszcie budowa Unii Obrony jako silnego europejskiego filara NATO. Państwa unijne i unijne samorządy na każdym szczeblu muszą się zająć obroną cywilną; na wzór tej, którą mają od lat nowi członkowie NATO: Finlandia i Szwecja. 

Priorytety na następną kadencję już się zatem rysują. Nie spodziewam się przełomów, raczej kontynuacji, bo bezpieczeństwo w zakresie dostaw żywności i energii jest priorytetem oczywistym.  

Ale pan mówi o politykach, a ja pytam, co wybiorą obywatele Unii Europejskiej…

- Wybiorą bezpieczeństwo – nie ma żadnych wątpliwości. I europejskie wartości – te, którymi gardzi Putin. Prawa człowieka, wolność, różnorodność są dla Europejczyków ogromnie ważne.

Europejczycy chcą rządów demokratycznych, praworządnych, traktujących społeczeństwo obywatelskie jako partnera, a nie jak przeciwnika. No i oczywiście wybiorą też budowę dobrobytu, wierząc przy tym, że będzie to dobrobyt oparty na odpowiedzialności, zrównoważony. Taki, który daje szansę na godne, zdrowe, bezpieczne życie również przyszłym pokoleniom. 

Oczywiście jestem realistą i widzę ogromne zagrożenia ze strony populistów czy wrogiej propagandy Putina. Takie siły wewnętrzne i zewnętrzne działają we wszystkich krajach Unii, ale wierzę, że – choć to bardzo trudne – uda się obronić dotychczasowe wartości, na których zbudowane są Unia i NATO. 

Transformacja dla przyszłości będzie wymagała wyrzeczeń. Potrzebujemy dobrych, sensownych projektów

Właściwie wszystko to, o czym tu rozmawiamy, znajduje się w agendzie XVI Europejskiego Kongresu Gospodarczego. W tym roku odbędzie się on pod hasłem: Transform today, change tomorrow. Po polsku, w wolnym tłumaczeniu: Transformacja dla przyszłości. Owa transformacja będzie wymagała wyrzeczeń. Na jej czele oczywiście staną politycy. A ci zazwyczaj mówią ludziom to, co oni chcą usłyszeć. Tylko naprawdę wybitni mówią po prostu prawdę… Co usłyszymy na Kongresie?   

- Że warto być wśród tych państw, z którymi inni się liczą. Że chcemy być asertywnymi członkami Unii Europejskiej, chcemy dbać o nasze interesy. Ale musimy również rozumieć, że swoje interesy mają też inni jej członkowie. I to się da pogodzić! 

Jeśli będziemy mieć dobre, sensowne projekty, to zostaną przyjęte. Tak było w przeszłości ze Wspólnotą Energetyczną czy Funduszem Sprawiedliwej Transformacji, pomysłem na Partnerstwo Wschodnie dla krajów takich jak Ukraina czy wreszcie wspólnymi zakupami gazu, choć do tej akurat koncepcji musiałem przekonywać dość długo… 

No dobrze: a konkretnie? 

- Czekamy na polską prezydencję w Unii Europejskiej. Za rok następny Kongres będzie się odbywał w czasie jej trwania. Chcielibyśmy się do niej dobrze przygotować. Bo to ona określi działania Unii na następne lata – jako pierwsza pełna prezydencja w nowej kadencji Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego – ona ukształtuje naszą przyszłość. To wielki obowiązek i przywilej Polski. Poprzednia prezydencja, ta z 2011 roku, również była starannie omawiana na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach.

No i powrócimy na Kongresie do sprawy uruchomienia na pełną skalę polskiego przemysłu zbrojeniowego, do czego już próbowałem przekonać w 2014 roku ówczesnego prezydenta i generalicję – to jedno z najważniejszych wyzwań!

To jest ta ogromna wartość Europejskiego Kongresu Gospodarczego: trzymamy rękę na pulsie, rozmawiamy o wszystkim, co ważne, trafnie diagnozujemy i przewidujemy wyzwania – i niemal natychmiast proponujemy rozwiązania. Możemy być z tego dumni.   

Jerzy Buzek jest Przewodniczącym Rady Programowej Europejskiego Kongresu Gospodarczego. 7 maja rozpocznie się 16. edycja EEC w Katowicach i potrwa trzy dni. W trakcie tego najważniejszego spotkania biznesowego w Europie Centralnej odbędzie się ponad 180 debat. Prof. Buzek weźmie udział w sesji inauguracyjnej, a także w panelach poświęconych 20 latom Polski w Unii Europejskiej - w tym także z uwzględnieniem bilansu Śląska, dyskusji poświęconej surowcom krytycznym i transformacji, a także sprawiedliwej transformacji. Wciąż można rejestrować się na wydarzenie.

Tekst pochodzi z nr. 1/2024 Magazynu Gospodarczego Nowy Przemysł.

Czytaj dalej
Podobne wiadomości
Najpopularniejsze wiadomości tygodnia