Louis de Funès, 40. rocznica śmierci

40 lat temu zmarł Louis de Funès

40 lat temu – 27 stycznia 1983 r. – odszedł Luis de Funès, jeden z najwybitniejszych aktorów komediowych w historii francuskiej kinematografii. „Śmiech jest dla duszy tym samym, czym tlen dla płuc” – mawiał aktor nazwany francuskim Chaplinem.

Dorobek Luisa de Funèsa to ponad 140 ról filmowych i przeszło 100 teatralnych. Nim jednak zdobył popularność słynną rolą sierżanta Ludovica Cruchot z filmu „Żandarm z Saint-Tropez” (1964), zmagał się z wieloma przeciwnościami. Dorabiał jako dekorator wystaw sklepowych, pomocnik księgowego, kreślarz, był też pianistą jazzowym. Jego kariera nabrała tempa dopiero po ukończeniu pięćdziesiątego roku życia, czego jednak nigdy nie żałował. Uważał bowiem, że to właśnie dzięki temu osiągnął taki sukces.

„Kiedy byłem jeszcze nieznany, próbowałem kolorować za pomocą szczegółów, min, gestów niewielkie rólki, które mi powierzano. Dzięki temu zdobyłem pewien warsztat komediowy, bez którego nie zdołałbym zrobić takiej kariery. Dlatego też gdybym miał zaczynać od nowa, zrobiłbym to samo” – mówił w jednym z wywiadów.

Louis de Funès – młodość i początki kariery

.Luis de Funès, a właściwie Louis Germain David de Funès de Galarza, urodził się 31 lipca 1914 r. w Courbevoie nad Sekwaną. Rodzina pochodziła ze zubożałej hiszpańskiej arystokracji. Ojciec Carlos Luis był z wykształcenia adwokatem, lecz bardziej od uprawiania prawniczego zawodu interesował go handel diamentami. W tym celu wyjechał do Wenezueli. Biznes jednak nie wypalił i wrócił jako bankrut, umierając w 1934 r. Z tego powodu Luis wraz z rodzeństwem wychowywany był przez osamotnioną matkę i nie wiodło im się najlepiej. Matka była choleryczką, miewała zmienne nastroje i dość wybuchowy charakter. W późniejszych latach de Funes przyzna, że swoją grę aktorską często inspirował jej zachowaniem.

Talent aktorski Luis de Funès przejawiał od najmłodszych lat. Początkowo występował przed rodzeństwem (był najmłodszy), później zaś przed szkolnymi kolegami, których sympatię zaskarbił sobie dzięki parodiowaniu nauczycieli, którzy jednak nie akceptowali tych drwin, skutkiem czego często zmieniał szkoły. Matka chciała żeby został księdzem. Jednak w 1932 r. rozpoczął naukę w szkole artystycznej Ecole Loius-Lumiere, w której pobierał nauki pod okiem słynnej Germaine Dulac, reżyser, pionierki awangardy w kinie i feministki. Po wybuchu drugiej wojny światowej na dwa lata trafił do rezerwy. W odróżnieniu jednak od swojego brata (który zginął podczas kampanii 1940 r.), nie brał udziału w walkach.

Na scenie teatralnej debiutował jako nastolatek wystawioną w 1926 r. w miejskim teatrze w Coulommiers sztuką „Le Royal Dindon” – co ciekawe wcielił się w postać żandarma. Na szklanym ekranie zadebiutował dopiero niemal 20 lat później, grając krótki epizod w reżyserowanej przez Jeana Stelli komedii „Kuszenie Barbizona” (1946). Był to czas kiedy de Funès musiał zadowolić się rolami drugoplanowymi, epizodycznymi, czasami nawet statystowaniem. Pierwszym filmem, w którym zagrał rolę pierwszoplanową był rola „Jak włos w zupie” (1957), reż. Maurice Regamey. Wcielił się wówczas w postać kompozytora Pierra Cousina.

Aktor światowej sławy

.Momentem przełomowym w karierze de Funèsa okazała się reżyserowana przez Jeana Giraulta komedia „Koko” (1963). To właśnie tym filmem zwrócił uwagę na swój duży i dotychczas niewykorzystany talent komediowy. Prawdziwa kariera aktorska zaczęła się dla de Funesa wraz z nadejściem lat 60-tych, kiedy to zagrał w takich przebojach kinowych, jak trylogia „Fantomas” w reż. Andre Hunebelle, czy reżyserowany przez Giraulta hicie „Żandarm z Saint-Tropez” (1964) – pierwsza część cyklu liczącego w efekcie 6 „żandarmeryjnych” filmów. Kolejnym przebojem z de Funèsem w roli głównej okazała się „Wielka włóczęga” (1966), w reż. Gerard Oury. Był już wówczas najlepiej opłacanym aktorem we Francji. Za co zrewanżował się producentom sukcesem frekwencyjnym – tylko we Francji film obejrzało 17,5 mln widzów. Ustanowiony wówczas rekord pobił dopiero w 1998 r. „Titanic” (1997).

Kolejne filmy z udziałem de Funesa to m.in. “Wielkie wakacje” (1967), “Zwariowany weekend” (1968), “Hibernatus” (1969), “Mania wielkości” (1971), “Przygody Rabina Jakuba” (1973), “Skrzydełko czy nóżka” (1976) i “Kapuśniaczek” (1981).

„Rozśmieszał wszystkich, także ekipy filmowe, innych aktorów, rozśmieszał pełne sale kinowe, rozśmieszał całą Francję” – opowiadała aktorka Annie Girardot.

Warto zaznaczyć, że na tylko cztery wyreżyserowane przez Gerarda Oury filmy z de Funesem – „Gamoń” (1964), „Wielka włóczęga” (1966), „Mania wielkości” (1971) oraz „Przygody rabina Jakuba” (1973 – sprzedano ponad 42 miliony biletów. Oury, reżyser najbardziej kasowych francuskich komedii ocenił, że „Louis przekroczył barierę dźwięku; dotarł ponad to, czego oczekujemy od aktora”.

Życie prywatne i osobowość

.Sam de Funès często wspominał, że w filmach gra rolę własnej matki, która była dla niego najlepszym profesorem komedii. Wzorował się na jej cholerycznych napadach, umiejętnie je przejaskrawiając. Do jego wielkich inspiracji należeli jednak także wielcy aktorzy kina niemego, jak Charlie Chaplin i Buster Keaton. To od nich nauczył się, że można wywoływać salwy śmiechu, przy jednoczesnym zachowaniu poważnego wyrazu twarzy.

„Miałem trzy okresy: ten, kiedy pytałem producentów i reżyserów, czy nie mają dla mnie jakiejś drobnej rólki do zagrania; drugi okres to ten, kiedy koledzy reżyserzy mówili: Fufu, mam rolę, która może ci odpowiadać; i w końcu zaczęto mnie pytać, jaki film chciałbym zrobić” – opowiadał o swojej karierze.

Luis De Funès był dwukrotnie żonaty. Z pierwszego małżeństwa miał syna – Daniela, którego jednak zaniedbywał do tego stopnia, że ten nie nazywał go ojcem, lecz Luisem. Aktor wyrzekł się syna, nie uwzględnił go nawet w swoim testamencie. Daniel o śmierci ojca dowiedział się z radia. Jednocześnie de Funès deklarował się jako głęboko wierzący katolik. Nigdy nie odpuszczał niedzielnej mszy świętej. Z drugą żoną miał dwóch synów – Patricka i Oliviera. Wszyscy jego synowie napisali o nim książki.

„Był perfekcjonistą. Nienawidził niepunktualności, kłamstwa, niechlujnego stroju. Gdy któryś z kolegów nie dawał z siebie wszystkiego, ojciec dostawał ataków wściekłości. Stawał się wtedy tyranem. Przerywał prace zdjęciowe i nie chciał ich kontynuować, aż do momentu, gdy zyskał przekonanie, że kolega jest wystarczająco przygotowany” – napisał Olivier.

Luis de Funès w życiu codziennym był skromny, wycofany. W rozmowach z dziennikarzami był dość nieśmiały, nie miał gwiazdorskich zapędów. „Śmiech jest dla duszy tym samym, czym tlen dla płuc” – zwykł mawiać.

Ostatnie lat życia

.Na początku lat 70-tych aktor wrócił do gry w teatrze. Ciągle był jednak obecny w filmie. Dużo pracował, zaczął mieć problemy z sercem. W 1975 r. trafił do szpitala z zawałem. Od tej pory problemy zdrowotne dokuczały mu cyklicznie. W 1980 r. za całokształt twórczości został nagrodzony Cezarem. Trzy lata później w 1983 r. na skutek jednego z ataków serca zmarł. Miał 69 lat.

„Nazywano go przeżytkiem, ponieważ jego komizm był prosty i uważano, że jest zbyt prosty, by być inteligentnym; lecz to właśnie tę prostotę najtrudniej w komizmie znaleźć” – ocenił Michel Galabru, francuski aktor, scenarzysta i reżyser, przyjaciel de Funèsa.

„Louis de Funès – Trefniś Pana Boga”

.W rocznicę śmierci Louisa de Funèsa na „Wszystko Co Najważniejsze” ukazał się tekst poświęcony jego osobie, którego autorem jest krytyk filmowy Wiesław KOT. Jak stwierdził, „Louis de Funès uosabiał na ekranie wizerunek starzejącej się konserwatywnej Francji, która dźwiga na swych barkach szacowny bagaż galijskiej tradycji, ale musi go konfrontować z nowymi czasami i nowymi ideami”.

„Twarz Louisa otwierała osobną księgę. Kurczyła się w gniewie, rozciągała w uśmiechu (najczęściej fałszywym). Usta zaciśnięte w poziomej kresce oznaczały namysł, lekkie skrzywienie wargi w dół podpowiadało, że Louis de Funès właśnie knuje. W trakcie awantury dolna warga odsłaniała zęby, a górna marszczyła się, sygnalizując nadchodzące konwulsje. Wszystko zharmonizowane z poruszającymi się uszami, które, jak u psa, to opadały, to stroszyły się w gniewie. Do tego te jasne, niewinne, błękitne oczy dziecka, którymi spoglądał spod chytrze przymkniętych powiek albo które otwierał szeroko w bezbrzeżnym zdumieniu, rzadko w wyrazie wybaczenia, ulgi i dobroci“.

„Jeszcze po sukcesie, także finansowym, Wielkiej włóczęgi Louis kupił w 1967 roku dla swej rodziny zamek Clermont-Sur-Loire w miasteczku Cellier, niedaleko Nantes. W ten sposób chciał żonie i rodzinie wynagrodzić lata koczowania w byle jakich mieszkankach, czas biedy i upokorzenia. Tutaj żył swoim własnym tempem. Zapisał się na kurs ogrodnictwa prowadzony w Wersalu, uprawiał brzoskwinie, pielęgnował rosarium. Wyhodował nawet własną odmianę róży pomarańczowej, obecnie nazwanej jego imieniem. W prezencie dla przyjaciół miodem napełniał słoiczki z własnej pasieki. Wypływał łódką na środek Loary, a wędkarze z daleka obserwowali, jak gestykuluje, ćwicząc kolejną rolę. W zamkowej piwniczce doglądał własnych win; zbiór kompletował z najlepszych roczników chambertin, pommard, clos-de-vougeot, corton-charlemagne. Na ulicy miasteczka Cellier nie różnił się niczym od zwykłego przechodnia. Każdej niedzieli modlił się na mszy świętej w tłumie wiernych. I tylko miejscowy proboszcz, ojciec Maurice, wiedział, jak wielkie fundusze aktor dyskretnie przeznaczał na cele humanitarne i do miejskiej kasy” – pisze Wiesław KOT.

PAP/Mateusz Wyderka/WszystkoCoNajważniejsze/PP

Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 27 stycznia 2023

Czytaj dalej
Podobne wiadomości
Najpopularniejsze wiadomości tygodnia