Szalony finał Pucharu Polski! 99. minuta meczu wszystko zmieniła

12 dni temu
Puchar Polski

W końcówce doliczonego czasu gry cała ławka rezerwowych Pogoni Szczecin oczekiwała już na ostatni gwizdek i świętowanie pierwszego trofeum w historii klubu. Jednak radość szybko zamieniła się w rozpacz, gdy w 99. minucie, w sytuacji ostatniej szansy, wyrównanie Wiśle Kraków dał rezerwowy Eneko Satrustegui, doprowadzając do dogrywki. W niej "Biała Gwiazda" szybko dobiła rywala, co dało jej nieoczekiwany triumf!

Finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym odbył się po raz dziewiąty i trzeci z rzędu, lecz po raz pierwszy pojawiły się na nim ekipy Pogoni Szczecin i Wisły Kraków. Faworytem okrzyknięci zostali gracze siódmej ekipy ekstraklasy, choć grający w I lidze krakowianie udowodnili już w tym roku w rozgrywkach pucharowych, że potrafią rywalizować z zespołami z wyższej klasy. Dla obu drużyn stawka tego starcia była ogromna - dla Pogoni była to szansa na pierwsze trofeum w 76-letniej historii klubu, natomiast "Biała Gwiazda" na sukces czekała od 2011 roku, gdy wygrała mistrzostwo. Ostatni Puchar Polski piłkarze Wisły zdobyli natomiast w 2003 roku.

Zobacz wideo Jarosław Królewski ma pretensje do dziennikarzy

Działo się od samego początku. Wisła nie pękała przed mocniejszym rywalem

Rzadko finały na Stadionie Narodowym obfitowały w dużą liczbę bramek - tylko raz zdobyto więcej niż trzy - ale tegoroczny finał od początku był emocjonujący. Obie drużyny znane są ze swojego ofensywnego usposobienia i niezbyt szczelnej defensywy, przez co już pierwszych minutach dobre okazje mieli Kamil Grosicki oraz Szymon Sobczak. Ten drugi, napastnik Wisły, próbował pokonać Cojocaru strzałem piętą, ale minimalnie się pomylił.

Przewaga Pogoni w drugim kwadransie delikatnie rosła. Zwłaszcza w posiadaniu piłki, choć nie przekładało się to na większe konkrety pod bramką rywali. Zdecydowanie najaktywniejszy był Grosicki, który przed meczem ogłosił, że to najważniejsze spotkanie w jego klubowej karierze. - Zdaję sobie sprawę z tego, jaka odpowiedzialność na mnie spoczywa i jak ważną rolę muszę odegrać w finale. Jestem kapitanem Pogoni Szczecin i pełnię ważną funkcję na boisku. To ja muszę być motorem napędowym, pierwszym zawodnikiem, który daje sygnał do walki, do zwyciężania - mówił. Tę odpowiedzialność było widać na boisku. Gra na Stadionie Narodowym nie mogła paraliżować 93-krotnego reprezentanta Polski.

Na początku trzeciego kwadransa gry Wisła się odgryzła. Celnie uderzali Carbo i Alfaro, który zmusił Cojocaru do istotnej interwencji. Działo się także pod drugą bramką. Po przebitce do sytuacyjnej piłki dopadł Wahlqvist. Uprzedził golkipera rywali, ale nie trafił do siatki. W 41. minucie było najbliższej otwarcia wyniku tego finału przez "Białą Gwiazdę" - po dośrodkowaniu z prawej strony na dalszy słupek, głową uderzał Sobczak, który wyskoczył wyżej od Borgesa, ale interwencją popisał się Cojocaru, zbijając piłkę na słupek. To była mocna pieczęć podopiecznych Alberta Rude na ich dobrej, intensywnej grze do przerwy. Piłkarze z Krakowa oddali aż pięć celnych strzałów przy raptem jednym ze strony rywali.

Druga połowa zdecydowanie gorsza. Ale był ten jeden moment

Po przerwie tempo i atrakcyjność gry zdecydowanie spadło. Obie drużyny były świadome, że przy stracie bramki sytuacja zrobi się już bardzo trudna. Pogoń wciąż miała problemy w ataku, gdzie Grosickiemu często brakowało wsparcia. Ale ono nadeszło dopiero w 75. minucie - zaczęło się od wrzutu z autu do Przyborka, który idealnym podaniem w pole karne obsłużył Koulourisa. Grecki napastnik perfekcyjnie sfinalizował tę akcję, dając prowadzenie swojemu zespołowi.

Wiślacy, mimo zmian i świeżej krwi, nie mieli już wystarczającego impetu ofensywnego, ale i tak w 89. minucie stanęli przed fenomenalną szansą na powrót do gry. Podanie na szósty metr przed bramkę Cojocaru otrzymał Vilar. Uderzył obok bramkarza Pogoni, ale na drodze piłki do bramki stanął jednak Mariusz Malec, dzięki czemu wylądował w objęciach swojego golkipera. Wszystko wskazywało na to, że stanie się także bohaterem całego Szczecina - doliczone minuty dobiegły już końca, jednak sędzia Tomasz Kwiatkowski nie kończył tego spotkania.

Aż nadeszła ta 99. minuta!

W piłce ostatniej szansy, po zagraniu na chaos przez golkipera Wisły w pobliże pola karnego, piłkę zgrał Alan Uryga. Trafiła ona do rezerwowego Eneko Satrustegui, który strzałem lewą nogą pokonał bramkarza rywali! Ławka rezerwowych oraz sektor fanów "Białej Gwiazdy" wybuchł z radości! I zrobiły to po raz drugi, gdy VAR potwierdził trafienie - rozstrzygnęło się, że strzelec nie był na spalonym. Czekała nas dogrywka.

"Portowcy" musieli się szybko podnieść mentalnie, ale nie zdołał tego zrobić Leo Borges, który trzy minuty po wznowieniu gry popełnił fatalny błąd, podając wprost pod nogi Rodado, który ruszył w kierunku bramki Cojocaru. Nikt nie zdołał go dogonić i Hiszpan precyzyjnym strzałem przy słupku dał Wiśle prowadzenie. Co to były za minuty dla podopiecznych Alberta Rude! 

Pogoń długo nie mogła się zebrać fizycznie i mentalnie, aby jeszcze powalczyć o doprowadzenie do remisu. Rywali na własnej połowie zamknęli dopiero w drugiej połowie dogrywki. Swoją szansę miał Zahović, kilkukrotnie zrobiło się gorąco, domagano się także rzutu karnego za faul na Koulourisie, ale ostatecznie nie było powtórki z podstawowego czasu gry.

I tak, po 28 latach, Puchar Polski ponownie wygrała ekipa spoza najwyższego poziomu rozgrywkowego! W 1996 r. jako ostatni dokonał tego Ruch Chorzów. W 2024 r. Wisła Kraków - i to w dramatycznych okolicznościach! Zdobywając bramki w 99. i 93. minucie - tak, w tej kolejności! O tym dniu w stolicy Małopolski nie zapomni nikt, zwłaszcza że "Biała Gwiazda" tym samym będzie reprezentować Polskę w europejskich pucharach. Być może z poziomu I ligi, bo Wisła wciąż walczy o awans do ekstraklasy.

Czytaj dalej
Podobne wiadomości