Panie Lewandowski, zagraj, jakby jutra nie było. Dla Pana ...

26 mar 2024
Lewandowski

Nie wiem, czy we wtorek Robert Lewandowski zagra ostatni poważny mecz w kadrze. Wiem tylko, że powinien zagrać tak, jakby takim naprawdę był. Porażka oznacza bowiem, że najlepszy piłkarz w historii reprezentacji Polski będzie symbolem największej z jej klęsk - pisze Michał Kiedrowski ze Sport.pl.

Roy McFarland – to było pierwsze nazwisko zagranicznego piłkarza, jakie poznałem i zapamiętałem. Dzięki mojemu ojcu wychowałem się w absolutnym kulcie Włodzimierza Lubańskiego, a właśnie ów McFarland sprawił, że Polska nie została mistrzem świata. Anglik sfaulował Lubańskiego w meczu eliminacji mundialu 1974 tak fatalnie, że gwiazda reprezentacji Polski już nigdy nie wróciła do wielkiej formy. Miliony Polaków były później przekonane, że z Lubańskim w składzie Polska sięgnęłaby po mistrzostwo świata w 1974 r. W kraju nikt nie miał wątpliwości, że najlepszym piłkarzem globu był wtedy nie Johan Cruijff czy Gerd Mueller, ale właśnie piłkarz Górnika Zabrze. 

Kariera Lubańskiego na zawsze została niepełna

Ja co do tego nigdy nie byłem przekonany, choć pana Włodzimierza miałem okazję osobiście poznać i polubić już jako rozmówcę, nie piłkarza. Na nic szerzenie kultu. Nigdy uwielbienie dla Lubańskiego mnie nie objęło. Pamiętam go tylko z jednego meczu (obejrzanych później skrótów nie liczę) – jego pożegnalnego z Czechosłowacją i niespecjalnie mi zaimponował. Strzelił co prawda gola, ale z karnego, a Polska nawet nie wygrała tego meczu. Padł remis 1:1. 

W dzieciństwie miałem innych bohaterów i wiara w wielkość Lubańskiego nie była mi potrzebna. Moi idole w przeciwieństwie do naszego wtedy napastnika wszech czasów zdobyli coś, co jemu się nie udało: medal mistrzostw świata. Właśnie przez to kariera ówczesnego najlepszego polskiego piłkarza została trochę niepełna. 

Bo jak mówi stare piłkarskie porzekadło: liczy się to, co w sieci, a za wrażenia artystyczne w piłce nożnej punktów się nie przyznaje. 

Najlepszy piłkarz świata, a kariera jednak niepełna

Właśnie Lubański przychodzi mi do głowy, gdy myślę o karierze Roberta Lewandowskiego w reprezentacji Polski. On też został strzelcem wszech czasów w kadrze. Choć warto tu wtrącić dygresję, że Lubański ma średnią na mecz (0,64) lepszą niż Lewandowski (0,55), a przewaga tego ostatniego wynika między innymi z tego, że w dzisiejszych czasach drużyny narodowe grają o wiele częściej niż 50 lat temu.  

Lewandowski też w niedawnym okresie uznawany był przez miliony rodaków za najlepszego piłkarza świata notorycznie krzywdzonego w światowych plebiscytach. Ale i w jego przypadku kariera zostanie w jakiś sposób niepełna bez wielkiego sukcesu w reprezentacji. A w ten już mało kto wierzy. 

Oczywiście, już słyszę te głosy, że Liga Mistrzów, że mistrzostwa Niemiec i Hiszpanii, że rekordy goli itp. Ja wiem, że dziś powielana jest narracja, że największą klęską w karierze Lubańskiego jest to, że nie zagrał w Realu Madryt, a nie, że nie pojechał na mundial, na którym Polska zdobyła medal. Oczywiście to narracja całkowicie wyzuta z historycznej perspektywy. Chciałbym bowiem zaznaczyć, że w rankingu UEFA między 1971 r. a 1974 r. (właśnie w tym okresie miałby grać Lubański w Realu) Polska stała wyżej niż Hiszpania, więc przejście z Górnika do Realu wielkim awansem sportowym wtedy by nie było.  

Naprawdę istniały czasy, gdy nie było Ligi Mistrzów i przyjdą czasy, być może bardzo szybko, gdy jej nie będzie. Były czasy, gdy dzisiejsze wielkie kluby nie były wielkimi i przyjadą czasy, gdy już wielkie nie będą. A rywalizacja drużyn narodowych, jak rozpalała emocje największej rzeszy kibiców dziesiątki lat temu, tak będzie to robić dalej.

Koniec wieńczy dzieło

A w tym Robert Lewandowski dowiózł mniej niż powszechnie wyszydzany dziś Grzegorz Lato. I de facto może się okazać, że wtorkowy mecz z Walią okaże się gwoździem do trumny jego sportowych ambicji w kadrze. Porażka oznacza bowiem nie tylko, że Polska nie zagra na Euro, ale także to, że w kolejnych eliminacjach do wielkiego turnieju – mistrzostw świata 2026 – droga do awansu będzie znacznie trudniejsza, a nadzieja na sukces znacznie mniejsza.  

Ale nie dlatego piszę, że dla Roberta Lewandowskiego po meczu z Walią jutra w reprezentacji może nie być. Nie chodzi o koniec sportowych ambicji czy koniec kariery w kadrze. Ten brak jutra będzie znacznie bardziej bolesny. To przecież Lewandowski jest twarzą tej reprezentacji. Twarzą kompromitacji z Albanią, Mołdawią i Czechami. W razie porażki z Walią absolutna klęska tej reprezentacji nie będzie tylko sam brak awansu, ale fakt, że w pokonanym polu zostawili ją tak słabi przeciwnicy. Czy taka ma być spuścizna największego polskiego piłkarza w historii? Kompletna degrengolada, poczucie klęski i brak nadziei.

Finis corona opus – koniec wieńczy dzieło - mawiali starożytni. O to Lewandowski gra z Walią. Żeby chociaż koniec był ładniejszy. O to, czy kadra wygra i da kibicom jeszcze trochę nadziei, czy przegra, a po całej piłkarskiej Polsce rozlegnie się jedno wielkie, tak już pięknie przez salony oswojone: wszyscy wyp...! 

PS Gdybym miał wybierać jedenastkę reprezentacji Polski wszech czasów, to na pozycji napastnika nie postawiłbym ani na Lubańskiego, ani Lewandowskiego, ale na Andrzeja Szarmacha, który wsadzał głowę tam, gdzie inni baliby się wsadzić nogę. Widziałem go tak naprawdę w jednym meczu, ale za to jakim: gdy Polska zdobywała medal mistrzostw świata.

Czytaj dalej
Podobne wiadomości