Santos okazał się cwany. Kulisy zwolnienia. Niewiarygodne, jakie ...

13 wrz 2023
Santos

W praktyce opcje były dwie: dziękujemy sobie jak najszybciej lub czekamy do połowy października. Gdyby to był klub, to Fernando Santos zostałby może nawet do listopada, czyli zakończenia eliminacji Euro 2024. Dlaczego? Wyjaśniamy poniżej. Santos pożegnał się z rolą selekcjonera, bo PZPN dogadał się z nim w kwestiach finansowych, utajnionych umową. Jak mówią osoby blisko prezesa, ten teraz na pewno postawi na Polaka.

Siedziba PZPN na ul. Bitwy Warszawskiej w Warszawie w środę od godzin porannych obstawiona była przez dziennikarzy. Ze strony piłkarskich władz od wtorku płynęły bowiem informację o rozmowach z Portugalczykiem. Ich temat? Oficjalnie - podsumowanie dotychczasowej współpracy. Nieoficjalnie próba jej natychmiastowego zakończenia i batalia o pieniądze. Tę wymianę szybko wzięli na siebie prawnicy jednej i drugiej strony. Liczba mediów pod gmachem związku wzrosła po tym jak do budynku w środę przyjechał Fernando Santos.

Zobacz wideo PZPN zwolnił Santosa. Znamy szczegóły i konkretne daty. "Priorytet"

Portugalczycy o awansie, a tu tylko 21,5 proc. szans 

Portugalczyk pojawił się na Bitwy Warszawskiej o godz. 13.00. Razem z nim do siedziby przybyło jego trzech rodaków: Ricardo Santos i Joao Costa, czyli eksperci od przygotowania motorycznego oraz Fernando Justino, trener bramkarzy. Był też Grzegorz Mielcarski, asystent, który przez ostatnie pół roku pomagał również w komunikacji. Asystenci po krótkim czasie w luźnych rozmowach zaczęli już żegnać się z pracownikami związku. Być może doskonale wiedzieli, w jakim kierunku zmierzają ostatnie wymiany między prawnikami, lub że na przygotowanym dokumencie brakuje już tylko podpisu Santosa i prezesa PZPN Cezarego Kuleszy.

Te rozmowy między stronami najbardziej intensywne były we wtorek. Strona Portugalczyka umowy z PZPN rozwiązywać nie chciała. Trudno uznać, że była to rzeczywista wola nieco zmęczonego tym, co działo się w kadrze i wokół niej, czy bardziej element jego taktyki negocjacyjnej. W każdym razie umowa z Santosem obowiązywała do listopada i miała zostać przedłużona w przypadku bezpośredniego awansu na Euro 2024 z dwóch pierwszych miejsc w grupie. To ważne, bo awans na Euro można uzyskać też inaczej, ale Portugalczyk wedle dokumentu miał być rozliczony za 1. lub 2. miejsce w grupie. Nie tylko prolongatą umowy do końca mistrzowskiego turnieju, ale też premią. To te dodatkowe pieniądze miały być zatem kwestią do dogadania się, a ponoć premia to była dobra. Kulesza przy podpisywaniu umowy zastosował opcję dobrego wynagradzania za wyniki, czyli awans, a nie samą pracę.

Tu zrobił się mały problem, bo matematyczne szanse na wyjście z grupy (1. lub 2. miejsce) Polska reprezentacja na chwilę obecną ma. Portugalska strona twierdziła zresztą, że ten awans osiągnie, więc przy obecnym rozwiązaniu umowy straci premie i chce rekompensaty. PZPN przypominał, że z obecnym 4. miejscem w grupie i porażkami z Mołdawią i Albanią, to są tylko matematyczne szanse, a rokowań na trzy wygrane z Santosem nie ma i sporo zależy też od rywali.

Tu ciekawe wtrącenie. Przed wrześniową porażką z Albanią (0:2) szansę biało-czerwonych na awans do Euro wynosiły niecałe 72 proc. To wyliczenia portalu WeGlobalFootball zajmującego się szacowaniem piłkarskich prawdopodobieństw i tworzeniem rankingów. Po ostatniej wpadce w Tiranie szanse te spadły do... 21,5 procent! Według ekspertów Polska na 73 procent zajmie 3. miejsce w grupie. Czy takimi argumentami operowała polska strona przy pertraktacjach? Można się domyślać, ale Portugalczycy w którymś momencie sami musieli sobie zdać sprawę, że rachunki prawdopodobieństwa i to, co działo się do tej pory, nie działa na ich korzyść.

Opcja z październikiem, listopadem i "nową miotłą"

Tym bardziej że - być może jako element negocjacji, a może jako realna opcja wyjścia ze sporu z tarczą i bez żadnych dodatkowych wypłat, tlił się pomysł, by ze sprawą rozstania poczekać do października. 15 dnia przyszłego miesiąca może być przecież jasne, że Polska dwóch pierwszych miejsc w grupie nie zajmie, bo znów zgubi jakieś punkty, a nawet jeśli coś wygra, a Czechy wygrają z Albanią to i tak nasze szanse na bezpośredni awans do Euro będą mrzonką i wytrącą przekonująco lub ostatecznie wszelkie argumenty, bijącej się o jakieś premie stronie.

Zresztą ponoć prezes Kulesza nie odrzucał też opcji, by sprawa wyjaśniła się sama w listopadzie, już po zakończeniu kwalifikacji. Nie będzie nas w pierwszej dwójce eliminacji, to kontrakt wygaśnie, premii nie będzie, a nowy selekcjoner zaczynie pracę od nowego etapu (czyli zapewne baraży Euro, na które liczymy dzięki zachowaniu miejsca w dywizji A Ligi Narodów). Czy były plusy takiego rozwiązania? Finansowe i społeczne (dotyczące dania szansy wypełniania misji do końca) jakieś były. Było też jednak dużo minusów. Gra reprezentacji nie rokuje. Koncepcji jej poprawy realizowania jakiegoś planu na mecz nie widać. Zaangażowania w kadrę i pomysłu trenera na drużynę też. Na to również zwracali prezesowi uwagę wiceprezesi związku, którzy Santosem byli zdegustowani. Gdyby to był klub to na jesieni półtora miesiąca w tę czy w tamtą stronę pewnie nie robiłoby różnicy. Tu jest jednak kadra, gra się mniej, kibice wieszają na reprezentacji psy, media opisują kolejne blamaże i afery, trzeba coś zmienić i nie patrzeć tylko na pieniądze, które Kulesza jako biznesmen lubi szanować. Poza tym lepiej jednak zrobić wszystko, by z "nową miotłą" o bezpośredni awans się postarać i nie tracić dwóch miesięcy. Bo jak w tych barażach trafi się np. na Włochów, to Euro może okazać się mrzonką. Wygrała opcja szybkiego pożegnania i ruchu zgodnego ze społecznymi oczekiwaniami.

Pensje do listopada. Procent od premii?

Tuż po 17.00 PZPN przekazał wreszcie komunikat. Strony doszły do konsensusu w sprawie porozumienia o rozwiązaniu umowy. Wątpliwości co do tego, że PZPN będzie musiał wypłacić Santosowi należne mu pieniądze do końca tej pewnej części kontraktu (czyli do listopada) raczej nie ma. Jak rozwiązano sprawę premii, czy też jak zachęcono Santosa, do odejścia we wrześniu? To ciekawe, bo poufność w tej sprawie została wpisana do porozumienia. Zapewne uzgodniono jakiś procent z tego, co Portugalczyk mógłby dostać w przypadku awansu na Euro. PZPN na ten temat milczy, ale trudno uwierzyć, by Santos zgodził się na zwykłą pensję, gdy jeszcze kilka dni temu mówił, że on dymisji nie złoży.

Łukasz Wachowski, który po rozwiązaniu umowy wyszedł do dziennikarzy, przekazał, że nowego trenera poznamy około 20 września. Wtedy też będzie obradował zarząd PZPN. A czy coś w sprawie następcy Santosa działo się w ostatnich dniach? Prezes Kulesza w mniej oficjalnych rozmowach podkreślał, że najpierw musi zamknąć sprawę Portugalczyka, a potem weźmie się za spotkania z następcami. Na razie ponoć do nikogo nie dzwonił. Zresztą rozmowy będą chwilę trwały, bo zamierza się spotkać z kilkoma osobami. Po kwestiach dotyczących ogólnych wymagań, kształtu sztabu, określenia celów i wynagrodzenia, do gry na kilka dni wejdą też prawnicy. Nie jest jednak powiedziane, że rozeznania rynku nie było. Michał Probierz wrócił właśnie z wyjazdowego meczu młodzieżówki (wygrana kadry U21 z Estonią 1:0), Marek Papszun cały czas jest pod telefonem.

Zwracamy uwagę na te osoby, choć niewykluczone, że w stawce znajdzie się ktoś jeszcze. Z PZPN-u płynie jasny przekaz, że następca Santosa będzie Polakiem. Zagranicznego królika z kapelusza nie ma więc co się spodziewać, a polskiej opcji sprzyja też czas. Kandydaci są na miejscu (nawet w Warszawie), muszą mieć na już rozeznanie na temat tego co dzieje się w kadrze, bo powołania na październikowe zgrupowanie trzeba wysłać już za kilkanaście dni. Nie ma czasu na oglądanie, uczenie się, na jakiej pozycji gra Paweł Wszołek i inne tego typu sprawy. Potem kibice mogą już tylko liczyć na to, że nowy selekcjoner natchnie piłkarzy do gry i na Mołdawię i Wyspy Owcze wybierze tych właściwych. To przecież zawodnicy, a nie selekcjoner zgubili ostatnią, jak się wydawało pewną wygraną z Mołdawią i nie poradzili sobie w Tiranie.

Czytaj dalej
Podobne wiadomości